Obecne zamieszanie wokół Jacka Saryusz-Wolskiego stawia na porządku dziennym pytanie o to, czy politycy mogą zmieniać partie. Czy jest to normalne, moralne i demokratyczne? Czy takie rzeczy zdarzają się w świecie i jak powinniśmy się do nich ustosunkowywać? Czy odpowiednią naszą reakcją winno być oburzenie czy raczej wybaczenie?
Polityczne „zdrady"
Zacznijmy od banału – przejścia polityków z partii do partii zdarzają się wszędzie i znane były od zawsze. Najczęściej przywoływanym w tym kontekście przykładem jest Winston Churchill, który najpierw był politykiem konserwatywnym, potem związał się z liberałami, by po pewnym czasie powrócić do torysów i objąć tekę premiera Wielkiej Brytanii.
Również w Polsce proceder opuszczania swojej formacji na rzecz innej, „zdradzania" swych dotychczasowych kolegów i patronów nie jest niczym niezwyczajnym. Najlepiej przywołać tu nazwiska... Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. Ten pierwszy musi się pewnie uśmiechać pod nosem, słysząc gromy ciskane na Saryusz-Wolskiego, bo pamięta, jak po tym, gdy przegrał wybory na przewodniczącego w Unii Wolności, odszedł ze swoimi ludźmi i założył Platformę. Kilka miesięcy później jego nowa formacja weszła do Sejmu, a macierzyste ugrupowanie wypadło z parlamentu.
Prawie to samo zafundował swoim kolegom w owym czasie Kaczyński – gdy Jerzy Buzek niefrasobliwie zaproponował Lechowi Kaczyńskiemu stanowisko ministra sprawiedliwości, Jarosław skrzętnie wykorzystał wzrost popularności swego brata w roli „szeryfa" do budowy nowej partii, która w wyborach 2001 roku dostała się do Sejmu, podczas gdy AWSP pod przywództwem Buzka podzieliła smutny los UW.
Członkostwo partyjne nie jest zobowiązaniem na całe życie. To umowa między człowiekiem a partią. Umowa, która może być rozwiązana przez obie strony. Bo czasami zmieniają się politycy, a czasami partie. Dlatego obie strony mają prawo do uznania, że nie jest im po drodze i że muszą się rozstać. Tyle. Nadawanie związkowi polityka z jego ugrupowaniem charakteru sakralnego jest nieporozumieniem. Gdy obserwowałem, jak z wierności Kaczyńskiemu rozliczali mnie swego czasu faceci, którzy nie potrafili jej dochować swoim żonom, to bardzo chciało mi się śmiać. Przynależność partyjna i polityczna afiliacja nie muszą i nie mogą być traktowane w kategoriach wieczności i świętości. To jakaś aberracja.