Marek Migalski po roku rządów Prawa i Sprawiedliwości: Przeciwnicy PiS już w przewadze

Po roku od wyborów: Partia Kaczyńskiego bez premii dla zwycięzcy, Nowoczesna przegoniła PO

Aktualizacja: 26.10.2016 11:54 Publikacja: 25.10.2016 15:13

Prezes PiS Jarosław Kaczyński (na zdjęciu w środku)

Prezes PiS Jarosław Kaczyński (na zdjęciu w środku)

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Minął rok od wyborów parlamentarnych, które dały władzę Prawu i Sprawiedliwości. By ocenić, co stało się w poparciu dla poszczególnych partii politycznych w ciągu ostatnich 12 miesięcy, warto spojrzeń na wyniku elekcji z 25 października 2015 r.:

PiS – 37,58 proc. głosów, 235 mandatów w Sejmie;

PO – 24,09 proc., 138 mandatów;

Kukiz’15 – 8,81 proc., 42 mandaty;

Nowoczesna – 7,60 proc., 28 mandatów;

PSL – 5,13 proc., 16 mandatów.

Jeden mandat przypadł Mniejszości Niemieckiej.

Do Sejmu nie weszły m.in.: Zjednoczona Lewica (jej 7,55 proc. głosów to wynik poniżej 8-proc. progu wyborczego dla koalicji), KORWiN (4,76 proc.) i Partia Razem (3,62 proc.).

Jeśli ówczesne wyniki porównamy z tymi, które obserwujemy w dzisiejszych sondażach, to największe zmiany dokonały się nie w poparciu dla PiS, ale w zmianie relacji pomiędzy dwiema największymi partiami opozycyjnymi. O ile rok temu oczywistym „liderem opozycji” wydawać się mogła PO, z poparciem prawie co czwartego wyborcy, o tyle obecnie jawi się nim Nowoczesna, która systematycznie, prawie w każdym badaniu wyprzedza partię Grzegorza Schetyny.

Sprawa dla PO wygląda dramatycznie– ma ona mniej więcej połowę tego poparcia, którym legitymowała się przed rokiem, a Nowoczesna ma dwa-trzy razy wyższe poparcie, niż to, które otrzymała w 2015 r. Ugrupowaniu Ryszarda Petru udaje się to pomimo bez porównania mniejszego klubu parlamentarnego, braku europosłów, nieobecności w samorządach, problemów z finansowaniem budżetowym. Platforma, która współrządzi w 15 sejmikach, ma kilka tysięcy radnych w całym kraju, dysponuje ogromnymi zasobami finansowymi i politycznymi przegrywa tę rywalizację.

Czym należy to tłumaczyć? Zapewne wciąż jeszcze efektem świeżości; tym, że Petru i jego koleżanki nie mogą być obciążane za jakieś wcześniejsze błędy w rządzeniu, bo nie było im na razie dane kierowanie krajem. Mogą uprawiać retorykę trochę podobną do tej, którą posługują się politycy Kukiz15, czyli coś w stylu „oni już rządzili”, „wszyscy się skompromitowali”, „cała klasa polityczna jest zła”. Nowoczesna może zatem być formacją podobnie populistyczną, jak ruch Pawła Kukiza, tyle tylko, że kierującą swój komunikat do mieszczan i klasy średniej. Ale retoryka może brzmieć podobnie.

Sukces Nowoczesnej w starciu z Platformą jest pewnie także wynikiem problemów wewnętrznych tej drugiej partii. Odejścia części działaczy, spektakularne i głośne medialnie wyrzucanie posłów, napięcia wewnętrzne, problemy Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie – wszystko to na pewno nie zyskiwało temu ugrupowaniu sympatii społecznej.

Potwierdza to zresztą analiza notowań PO i Nowoczesnej z wiosny tego roku – wówczas, czyli jeszcze przed tymi wszystkimi negatywnymi dla Platformy wydarzeniami, partia Schetyny zaczynała dominować nad formacją Petru i dystansowała ją w sondażach. Ale w ostatnich miesiącach ten trend się odwrócił i prawdopodobnie drugi rok rządów PiS zacznie się od zauważalnego prowadzenia Nowoczesnej w wyścigu o żółtą koszulkę lidera opozycji.

Być może to tylko przejściowe kłopoty Platformy; niezbędna cena, którą ugrupowanie musi zapłacić za umoszczenie się nowego lidera w fotelu przewodniczącego; być może gdy przezwyciężone zostaną te trudności, partia znów zacznie funkcjonować jak maszyna – dobrze naoliwiona budżetowymi pieniędzmi  i doświadczeniem tysięcy swoich działaczy. Na razie jednak w starciu z Nowoczesną przegrywa (czasami wyraźnie, czasami nieznacznie) walkę o głosy antypisowskich wyborców.

Drugim ważnym spostrzeżeniem w rok po wyborach parlamentarnych, które dały bezwzględną większość obozowi, któremu patronuje Jarosław Kaczyński jest to, że ów obóz (wraz z potencjalnymi sojusznikami) zaledwie utrzymuje swoją pozycję. To o tyle dziwne, że pewną prawidłowością politologiczną jest to, iż ugrupowanie przejmujące władzę od razu zyskuje sondażową premię za zwycięstwo. Dzieje się tak dlatego, że po pierwsze, ludzie lubią dołączać do wygranych; a po drugie, bo w tym początkowym okresie partia rządząca ma okazję do wprowadzania swojego programu, jej działacze częściej pojawiają się w mediach, no i jest ona nową jakością wobec tych, których pokonała w wyborach.

Doświadczała tego każda ekipa, która zaczynała rządzić – także ekipa PiS, która w kilka miesięcy po zwycięskiej dla siebie kampanii w 2005 r. szybowała w sondażach. O ile w dniu wyborów otrzymała zaledwie 27 proc. głosów, to już po niecałym pół roku rządów notowania obiecywały jej samodzielną większość (wówczas to  powstał pomysł zorganizowania przedterminowych wyborów na wiosnę 2006 r., ale szef partii się na to nie zdecydował, kalkulując, że owo pewne zwycięstwo byłoby przypisane nie jemu, lecz Kazimierzowi Marcinkiewiczowi).

Teraz jednak nie obserwujemy takiej tendencji – partia rządząca ledwo utrzymuje swoje poparcie sprzed roku, a i to nie w większości sondaży. Jeśli się im uważniej przyjrzeć, to widać, że gdyby wybory odbyły się dziś, PiS co prawda by je wygrało, ale na pewno nie dałoby mu to samodzielnej większości. Dzieje się tak przede wszystkim ze względu na wzrost notowań Nowoczesnej oraz możliwość wejścia do sejmu lewicy (której fatalna – i minimalna – porażka w ostatniej elekcji dała nadwyżkowe mandaty PiS, umożliwiając partii Kaczyńskiego wzięcie w Sejmie więcej niż 231 z 460 mandatów).

Widać więc wyraźnie, że aby utrzymać się u władzy, PiS musiałoby współtworzyć gabinet z Kukiz’15, ale i to nie jest przesłanka pozwalająca spokojnie spać obecnie rządzącym. Bo jeśli zsumujemy „urobek” PiS i Kukiz’15 sprzed roku (czyli 37,5 oraz 8,8 proc.) i zestawimy go z ich obecnym wspólnym zyskiem (także ok. 40 proc.), to otrzymamy wynik porównywalny z dzisiejszym wspólnym dla Nowoczesnej i Platformy (prawie zawsze w przedziale między 30 a 40 proc.). Jeśli weźmiemy pod uwagę, że kilka procent uzyskałoby PSL oraz czekająca na swoją powtórną szansę lewica spod znaku SLD lub Razem, to można zaryzykować tezę, że obecnie przeciwnicy rządów PiS są już w przewadze.

Choć zapewne przeciętnemu wyborcy PSL bliżej do ideałów, którym służy Kaczyński, niż do ideologii posłanek Nowoczesnej, a emeryt czy bezrobotny zazwyczaj głosujący na lewicę może doceniać pewne  działania ekipy Beaty Szydło, to nie ma wątpliwości, że jeśli przyszłoby do formowania nowego gabinetu, to Włodzimierz Kosiniak-Kamysz czy Włodzimierz Czarzasty woleliby współrządzić raczej z Petru i Schetyną, niż z Kaczyńskim i Kukizem.

Po roku od wyborów możemy zatem sytuację podsumować następująco: zaszły dwie znaczące zmiany w rozkładzie sympatii społecznych – po pierwsze, liderem opozycji stała się Nowoczesna, dystansując (przynajmniej na jakiś czas zajętą swoimi problemami) Platformę; a po drugie, że obóz „dobrej zmiany” (wraz z potencjalnym koalicjantem w postaci Kukiz’15) mógłby dzisiaj przegrać walkę o władzę z siłami opozycyjnymi. Zajęci na co dzień obserwacją „polskiej debaty” mogliśmy nie zauważyć tych dwóch ważnych zjawisk.

Autor jest politologiem, był europosłem PiS, PJN i Polski Razem

Minął rok od wyborów parlamentarnych, które dały władzę Prawu i Sprawiedliwości. By ocenić, co stało się w poparciu dla poszczególnych partii politycznych w ciągu ostatnich 12 miesięcy, warto spojrzeń na wyniku elekcji z 25 października 2015 r.:

PiS – 37,58 proc. głosów, 235 mandatów w Sejmie;

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił