„Partnerem do dyskusji dla mnie nie będą ludzie od »PR-u«. Bo oni nigdy nie rozumieją, dlaczego trzeba robić »niePRowe« reformy państwa" – ten wpis, który w ubiegłą środę umieścił na Twitterze wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, był elementem wymiany ciosów między jego resortem a Kancelarią Prezydenta.
Ministerstwo Sprawiedliwości stara się udowodnić, że Andrzej Duda, wetując ustawy o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, „skapitulował pod wpływem tupania dobrze zorganizowanych grup" i kierował się troską o własny wizerunek w oczach centrowych wyborców.
Problem w tym, że dużą wagę do PR przywiązuje też Ministerstwo Sprawiedliwości. Takie wnioski płyną z ustaleń Najwyższej Izby Kontroli.
NIK co roku bada wykonanie wszystkich tzw. części budżetu państwa. W praktyce oznacza to, że kontrolerzy wchodzą do wszystkich ministerstw.
Przed tygodniem pisaliśmy już w „Rzeczpospolitej" o części ustaleń NIK w resorcie Zbigniewa Ziobry. Zdaniem izby aż 13 z 22 ekspertów zatrudnionych w ubiegłym roku nie miało co najmniej trzyletniego stażu pracy, choć taki wymóg wynika z rządowego rozporządzenia. Żadnego nie zatrudniono w ramach otwartego konkursu, za to wszyscy dostali premie, często w maksymalnej wysokości.