Rzeczpospolita: Donald Trump nazwał Meksykanów „gwałcicielami" i „złymi ludźmi". Teraz chce budować mur na południowej granicy, deportować imigrantów, zerwać umowę NAFTA. Jak to się skończy?
Teoretycznie wszystko może rozejść się po kościach, ale to wykluczam. Pozostają dwie opcje. Pierwsza optymistyczna: wystarczy renegocjacja umowy NAFTA. Meksyk musiałby przebudować dotychczasowy model rozwoju, zasady działania państwa, nasz stosunek do świata. To będzie trudne, bo przez blisko ćwierć wieku dzięki NAFTA udało się zmodernizować nasz kraj i gospodarkę. Rocznie osiągaliśmy ogromne nadwyżki ze Stanami, po raz pierwszy poczuliśmy się niejako partnerem, dawne konflikty zaczęły się zabliźniać. Teraz to wszystko staje pod znakiem zapytania. Ale jest też drugi, znacznie gorszy scenariusz, który wydaje mi się mniej prawdopodobny: powrót do sytuacji, jaką mieliśmy 170 lat temu, czyli do wojny. Będzie to wojna może nie w znaczeniu militarnym, ale w każdym innym już tak: handlowym, ekonomicznym, dyplomatycznym, ekologicznym, wywiadowczym... To byłby dramat. Trump, człowiek całkowicie irracjonalny, nie wykluczył nawet wysłania do Meksyku wojska, aby rozbić gangi narkotykowe i przestępcze.
Może ma rację: Meksyk toczy wojnę z gangami narkotykowymi od 2006 r., zginęło już w niej przeszło 100 tys. osób, a efektów brak.
Nie przesadzajmy: Chapo Guzman (przywódca największego gangu narkotykowego Sinaloa – red.) jest w amerykańskim więzieniu, co kiedyś byłoby nie do pomyślenia. Ale zgadzam się, że gangi narkotykowe są wciąż bardzo potężne. Tylko że ich likwidacji można dokonać nie przez amerykańską interwencję zbrojną, ale budowę w Meksyku niezależnego sądownictwa. Przez dziesięciolecia mieliśmy system jednej partii rządzącej, która podporządkowała sobie wymiar sprawiedliwości. Układ, jaki mamy wciąż w USA, gdzie sędzia może zablokować decyzję prezydenta w sprawie wstrzymania imigracji, był w Meksyku nie do pomyślenia, bo sędziowie byli zatrudnieni przez prezydenta. Od 20 lat, kiedy Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna (PRI) straciła monopol na władzę, to zaczęło się zmieniać, ale powoli. Teraz Trump ten postęp może zniweczyć.
Dlaczego?