Rzeczpospolita: W diecezji księdza biskupa w irackim Kurdystanie schroniło się tysiące uciekinierów z Mosulu i okolic zajętych dwa i pół rok temu przez tzw. Państwo Islamskie. Większość z nich to chrześcijanie. Co opowiadali o dżihadystach, którzy zdobyli drugie co do wielkości miasto Iraku i wprowadzili tam swoje radykalne rządy?
Rabban al-Qas: Mimo tragedii, która ich spotkała, większość uważa, że mieli szczęście. Przeżyli. W przeciwieństwie do tysięcy jazydów, których stracono albo czyniono z nich niewolników. Chrześcijanie zostali postawieni przed wyborem – albo zostawiają cały dobytek i uchodzą z życiem, albo zostają i płacą podatek. Bo jeżeli zostaną i się nie podporządkują – zginą. Jako biskup uważam, że to był dar Boży. Bóg dał im szansę, by zachowali życie kosztem pozostawienia materialnego bogactwa. Bóg ochronił ich przed okrucieństwem i śmiercią.
Trwa próba odbicia Mosulu z rąk tzw. Państwa Islamskiego. Jeżeli się powiedzie, chrześcijanie będą mogli wrócić do swoich domów?
Do Mosulu nie wrócą, ponieważ ludzie, którzy byli najbliższymi sąsiadami, znajomymi, sprzedali ich. Wskazywali dżihadystom – to są chrześcijanie! Ci sąsiedzi zabierali potem to, co zostało w domu. W ten sposób są częścią zbrodni. Dlatego nie sposób sobie wyobrazić powrotu. Inaczej jest z mniejszymi miejscowościami, które były chrześcijańskie lub w przeważającej części chrześcijańskie. Tam nie było arabskich muzułmańskich sąsiadów, którzy wskazywali dżihadystom chrześcijan.
Czyli nie będzie żadnej sprawiedliwości? Jak ktoś zabrał, to już jego?