Ceny wiśni. Dlaczego nie lubię wisienek na torcie

Czyli dzień zbieracza

Aktualizacja: 15.07.2018 07:26 Publikacja: 14.07.2018 18:00

Ceny wiśni. Dlaczego nie lubię wisienek na torcie

Foto: Bloomberg

6.00.

Pada. Od właściciela sadu wiśniowego telefon: nie przyjeżdżajcie, bo strasznie mokro. Mokrych owoców skup nie bierze, bo szybko zgniją.

7.30.

Telefon. Przestało padać. Przewiało, wysuszyło. Jedziemy z Warszawy pod Grójec. Nie jesteśmy profesjonalnymi zbieraczami, ale w szczycie wiśniowych żniw każda para rąk się liczy. Ratujemy właściciela sadu, który nie jest w stanie znaleźć kogokolwiek do pracy.

9.00.

Jesteśmy w sadzie. Tak samo, jak tydzień temu gałęzie drzew wyglądają jak czerwone rękawy. Tylko, że są nierówno czerwone, bo owoce nie dojrzewają w jednakowym tempie. Ale dojrzałych, prawie czarnych, takich, które skupują, jest coraz więcej. Nie trzeba już przebierać, żeby przypadkiem, nawet wśród tych najtańszych na sok nie trafiła się jakaś czerwona. To natychmiast obniża cenę z 70 groszy do nawet 40.

Zresztą ta cena wcale nie jest gwarantowana. Wchodzimy do sadu i jak jest to codziennie nie wiemy po ile będą dzisiaj wiśnie i czy je w ogóle „wezmą". Podobno ma być strajk. Ale kto będzie strajkował? No przecież nie sadownicy, chociaż niektórzy z nich są tak wkurzeni i zdeterminowani, że zdecydowali się zostawić owoce na drzewach. Niech same spadną. Inni posypują owoce wapnem, wtedy spadną szybciej i nie będzie trzeba patrzeć na czerwone sady. Na razie zbieranie idzie super, chociaż owoce są małe. Było długo gorąco, nie zdążyły wyrosnąć, ale za to są bardzo intensywne w smaku. Zapełniamy kolejne platony, w których mieści się 10-11 kilogramów owoców. Na zachodzie pojawia się czarna chmura. Jak nic za kilka minut lunie. Staramy się zbierać jak najszybciej. W pięć dorosłych osób platon zapełniamy w 20-30 minut. Jeśli cena utrzyma się do końca dnia właściciel sadu dostanie w skupie 7,70 za taki platon. Gdyby wynajął kogoś do zbierania musiałby mu zapłacić 3,80 złotego za platon. Od ręki. Sam dostanie pieniądze za 3 miesiące.

Czytaj także: Podzieleni rolnicy nie umieją negocjować cen owoców

Nie lunęło. Humory mamy coraz lepsze, nawet decydujemy się coś zjeść. To wielki błąd, bo tracimy cenny czas. Idzie druga chmura. Niegroźna. Popadało tyle, że owoce nawet nie zmokły i powinni je przyjmować. Ale nagle gzy robią się strasznie wredne. Boleśnie kąsają gdzie popadnie. Teraz już wiadomo, że burza, bo zaczyna grzmieć, albo przynajmniej deszcz, jest nieunikniony.

14.00.

Rzeczywiście. Kolejna czarna chmura okazuje się skuteczna i zalewa sad monsunowym deszczem. Jest nadal bardzo ciepło, chmura przechodzi, widać nawet słońce, ale nie ma co zbierać, bo owoce mokre, nikt ich w skupie nie weźmie. Dobrze, że te wcześniej zebrane są przykryte folią. Tylko, żeby się nie zaparzyły. Bo nie wezmą. Zresztą i tak nie wiadomo, czy przypadkiem nie strajkują. Jednak nie. Znaczy, że powinni wziąć. I ze skupu przychodzi jeszcze jedna dobra wiadomość: będą brali jabłka po 10 groszy za kilo. Ale jest i zła: to cena początkowa. Potem już będzie tylko taniej. Tylko, że 7 kilo jabłek szybciej się zbiera, niż kilo wiśni i jabłka mogą być mokre. To nie znaczy, że zawsze je przyjmują. Bo też mogą strajkować.

14.20

Na dzisiaj koniec pracy. Niestety, bo dobrze szło i spokojnie mogliśmy zostać ze dwie godziny dłużej. Zaglądamy jeszcze do Biedronki. Wiśnie, te „eksportowe" ładnie zapakowane w pojemniczku, zafoliowane kosztują 7,99 za pół kilograma. Pod Biedronką, na straganie są po 6 złotych. Po 5-6 na warszawskich bazarach. Te najpiękniejsze nawet po 12 złotych. Wiśnie, które można kupić w Biedronce, to „owoc eksportowy". Każda musi mieć ogonek i listek. I musi być takiej wielkości, żeby nie mieściła się w otworze do butelki wody mineralnej. Sąsiad z pola zainwestował w taką uprawę. Kupił nawet za 20 tysięcy specjalną platformę, która się podnosi i pozwala bez dodatkowego wysiłku i stania na drabinie (po kilku godzinach takiego stania robią się siniaki na kolanach, bo trzeba się jakoś oprzeć, żeby nie stracić równowagi) zebrać najpiękniejsze owoce z czubka drzewa. U sąsiada zbiera tylko rodzina, bo tak jest najtaniej. Za „eksport" płacili tydzień temu 2,50, teraz 1,40. Pewnie za chwilę będzie taniej. Albo zastrajkują. Ci w skupie są prawdziwymi królami sadów. W Biedronce rozmawiają dwie panie Ukrainki. Sądząc po kolorze rąk (ciemno wiśniowe) też zbierały owoce i pracę przerwał im deszcz. — Nigdy nie będę zbierać owoców z drabiny, spadnę, coś sobie zrobię i zostawią mnie chorą gdzieś na ławce w parku — mówi jedna. Ale do sadu warto pójść, bo jedzenie jest bardzo dobre. Kupują już tylko jakieś przekąski na kolację.

20.00

Jutro, mimo że w sobotę skup powinien przyjmować owoce, zbierania nie będzie. Ma padać i wszystko będzie mokre. Można się wyspać. Ale jak przekleństwo kołuje mi się w głowie powiedzenie: niech ci się przyśni kilo wiśni.

Pada. Od właściciela sadu wiśniowego telefon: nie przyjeżdżajcie, bo strasznie mokro. Mokrych owoców skup nie bierze, bo szybko zgniją.

Telefon. Przestało padać. Przewiało, wysuszyło. Jedziemy z Warszawy pod Grójec. Nie jesteśmy profesjonalnymi zbieraczami, ale w szczycie wiśniowych żniw każda para rąk się liczy. Ratujemy właściciela sadu, który nie jest w stanie znaleźć kogokolwiek do pracy.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rolnictwo
Afera w rządzie Ukrainy. Minister podejrzany o kryminalny proceder
Rolnictwo
Polska wspomaga wojenną kasę Rosji importując nawozy. Najwięcej w UE
Rolnictwo
Węgry ograniczą import produktów rolnych z Ukrainy. Rosja zadowolona
Rolnictwo
Największy producent wina Rosji w mackach Kremla. Parodia w sądzie
Rolnictwo
Przybywa zboża z Rosji w Europie. Dojrzewa pomysł na cła