Od wielu miesięcy trwa frontalny i skoordynowany atak mediów na Ministerstwo Środowiska, a personalnie na jego szefa profesora Jana Szyszkę. Minister wycina Puszczę Białowieską, będzie zabijał chronione łosie, strzela do bażantów w klatkach, ma luksusową stodołę, także skórę rysia, a do tego pokazuje się publicznie z ojcem dyrektorem z Torunia... Szczególnie portale internetowe prześcigają się w doniesieniach o kolejnych grzechach ministra. Czyżby III Rzeczpospolita nie miała większych zmartwień i więcej ministrów zasługujących na uwagę?
W tym szaleństwie jest metoda
Oczywiście, „totalna i permanentna opozycja" stara się przekonywać lud pracujący, że oto przyszło mu żyć pod najgorszym z możliwych, bo konserwatywnym, prawicowym rządem, o czym donoszą również zagraniczne media. Jednak skuteczność takiej totalnej kontestacji jest wątpliwa. Bo przeciętny wyborca ma raczej nikłą wiedzę o tym, czym się zajmuje na przykład Ministerstwo Infrastruktury. Za to na przyrodzie znają się wszyscy i bardzo ją kochają. Specjaliści od czarnego PR radzą więc prowadzić atak jednostkowy, na wybrany cel, który skupia w sobie wszelkie możliwe strachy społeczeństwa oparte na tzw. wiedzy potocznej, nie zaś na naukowych badaniach. Nikt lepiej niż minister Szyszko nie nadaje się do takiego zoperowania.
Po pierwsze – Jan Szyszko jest myśliwym. To bardzo obciążająca cecha w kraju, w którym kandydat na prezydenta państwa zaparł się przed wyborami swych upodobań, rodzinnej tradycji i towarzyszy po strzelbie w obawie, że go wyborcy znielubią. Stracił twarz, ale prezydentem został.
Po drugie – minister chętnie dzieli się swym przekonaniem, że dziś przyroda nie jest samoistnym bytem, lecz ma służyć ludziom, jak było przez ostatnie wieki europejskiej, chrześcijańskiej cywilizacji. I po trzecie, być może najważniejsze – uczestniczy w uroczystościach religijnych i państwowych w gronie zaprzyjaźnionych biskupów i księży, z których wielu podziela jego upodobanie do polowań. Jest więc wymarzonym celem dla wszelkiej maści demoliberalnych, lewackich aktywistów. Mówiąc językiem piarowców, jest formatowany jako symbol zaściankowego, ksenofobicznego, konserwatywnego, klerykalnego, słowem – wstecznego rządu.
Szantaż moralny
Akcje licznych organizacji pozarządowych lubiących się określać jako proekologiczne przeciwko myślistwu i związanej z nim tradycji nie są polskim wynalazkiem; znają je wszystkie europejskie kraje, w których prowadzi się polowania. Brytyjski parlament pod presją owych organizacji całymi latami zajmował się konnymi polowaniami na lisy, by w końcu je ograniczyć, pomimo że cieszą się wielowiekową tradycją. Podobnie jest we Francji i Niemczech. Myśliwi nie mają dobrej prasy w całej Europie.