Poziom dyskusji o zmianach w edukacji sięgnął dna, a dyskutanci dawno porzucili pozory bezstronnej refleksji. Zmiana ustroju szkół nie jest żadnym pandemonium, w edukacji bywał już większy chaos. Grubą przesadą jest twierdzenie, że gwarantem wysokiego poziomu nauki miałaby być nienaruszalność struktury ustanowionej reformą AWS. Nie jest też prawdą, jakoby powrót chemii i fizyki do podstawówek jest niemożliwy z racji niedoborów pracowni albo nauczycieli. I nie ma nic złego w zaczynaniu kursu historii od inspirujących 10-latka personalnych wzorców.
Reforma nie była i wciąż nie jest skazana na porażkę. Ale sukcesu też automatycznie nie można jej zagwarantować. Reformator musi mieć sojuszników wewnątrz zmienianej struktury, a ogólne przesłanki zmian musi potrafić spasować z mocnymi elementami reformowanego systemu. I tu leży właśnie problem, bo „dobra zmiana" w oświacie nie szuka sojuszników, to bardziej rządy szamana nad ciemnym ludem. Ministerialnych strategów widziano zaś ostatnio w okolicy wysp Bergamutów.
Gdy ważyły się losy harmonogramu reform, słychać było głosy: „Jak się zmienia powoli, to się wszystko rozkraczy". Nie zadbano o szczegóły i metodykę zmian. Dlatego dziś wielu nauczycieli i rodziców idzie do szkoły z poczuciem, że zegarek postanowiono naprawiać łomem.
Szkoła dla ludzi
Zmiana struktury szkół może zawisnąć w próżni. Za nowym kształtem podstawówek i liceów nie poszedł zamysł zmiany obrazu absolwenta. A to może prowadzić do wylania dziecka z kąpielą. Dojdzie, niestety, jedynie do ekspresowej zmiany dekoracji. Łatwo stworzyć taki system, który załata parę dziur, tylko że w innych miejscach popruje się jak stare prześcieradło. PiS miało szansę, by zamiast ględźby o szkole przyjaznej i nowoczesnej powalczyć o nową jakość w szkolnictwie. To jednak wymagałoby wizji i odwagi. Oba te towary są skrajnie deficytowe.
Czy postaw patriotycznych przybędzie od czytania o nich w grubej książce? Książka ta musiałaby wzbudzić sympatię ucznia. Czy nauczanie stanie się solidniejsze dzięki wydłużeniu kursu historii albo uporządkowaniu cyklu metodycznego, który gimnazja czasem rozbijały na słabo skoordynowane etapy? Tylko wtedy, gdy młodzież i rodzice poczują się w szkole jak partnerzy, a szkoła będzie dla ludzi, a nie na odwrót. Trzeba by więc program oprzeć nie tylko na deklaratywnych celach związanych z patriotyzmem, tradycją i dyscypliną. Trzeba by jeszcze dotknąć filozofii kształcenia.