Historia się nie powtarza, ale czasem się rymuje" – powiedział kiedyś Mark Twain. W polityce międzynarodowej koniunktura szybko się zmienia, decydenci przychodzą i odchodzą, ale czynniki systemowe sprawiają, że od czasu do czasu można odnieść wrażenie, że wracamy w znajome koleiny.
Mija właśnie osiem lat, gdy elity polityczne w Europie Środkowej poważnie zaniepokoiły się kierunkiem polityki nowej amerykańskiej administracji Baracka Obamy wobec naszego regionu. Pod koniec maja 2009 r. zaczął powstawać w Warszawie, Budapeszcie, Pradze, a następnie w Brukseli projekt listu-ostrzeżenia dla nowej administracji przed zaniedbaniem współpracy z sojusznikami z Europy Środkowej. Kilka lat wcześniej udzielili oni Ameryce pomocy, m.in. wysyłając swych żołnierzy na wojnę do Afganistanu i Iraku. Za współpracę z republikańską administracją George'a W. Busha zapłacili ogromną cenę polityczną w Europie. Francja i Niemcy uznały wówczas, że ponieważ proamerykańska polityka Europy Środkowej jest niezgodna ze stanowiskiem Paryża i Berlina, to automatycznie oznacza to, że państwa te rozbiją jedność europejską.
Do chwały przez wypaczenia
Autorzy listu, byli prezydenci i ministrowie spraw zagranicznych państw naszego regionu, przestrzegali Baracka Obamę przed odfajkowaniem regionu jako obszaru, w którym polityka amerykańska nie ma już nic do zrobienia. Wzywali władze USA do zintensyfikowania relacji z Europą Środkową i ostrzegali, że ceną zaniedbań będzie osłabienie proamerykańskich tendencji w polityce zagranicznej tych państw, które mogą się jeszcze Ameryce w przyszłości przydać. Zwracali także uwagę na coraz wyraźniej rysujące się niebezpieczeństwo obrania przez Rosję konfrontacyjnego kursu w relacjach z Zachodem.
W Waszyngtonie list został przemilczany. Nieoficjalnie wiadomo, że uznano go za głos regionu nadmiernie hołubionego przez republikańskich poprzedników. Ostrzeżenie więc zignorowano, a konsekwencją była seria błędów w amerykańskiej polityce zagranicznej.
Najpierw, pomimo zabiegów polskich władz, Amerykanie zlekceważyli obchody 70. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej. Do ostatnich dni sierpnia 2009 r. nie było pewne, kto będzie reprezentował Stany Zjednoczone na uroczystościach na Westerplatte, w których udział zapowiedzieli nawet przywódcy Niemiec i Rosji. Dwa tygodnie później administracja Obamy doprowadziła do kolejnej katastrofy, ogłaszając rezygnację z europejskiej części projektu budowy tarczy antyrakietowej. Stało się to 17 września, dokładnie w 70. rocznicę sowieckiej agresji na Polskę. Decyzję skonsultowano z Rosją, ale już nie z sojusznikami, którzy rok wcześniej zgodzili się gościć amerykański system obronny na swoim terytorium. Wreszcie, na początku listopada, ówczesna sekretarz stanu USA Hillary Clinton uczyniła despekt polskiemu ministrowi spraw zagranicznych, odwołując spotkanie z nim w ostatniej chwili – gdy minister przyleciał już do Waszyngtonu.