Minister spraw europejskich Konrad Szymański deklarował w „Rzeczpospolitej": „Jesteśmy z Unią". Do promowania własnej racji stanu w Unii Europejskiej, zwłaszcza dziś, kiedy Wspólnota znajduje się w kryzysie, konieczni są jednak sojusznicy, wiarygodność i zaufanie. Rządy PO–PSL to zaufanie i wiarygodność budowały i wzmacniały latami – obecny rząd jest na dobrej drodze, aby je podważyć w kilka miesięcy. Niestety, żeby ten stan rzeczy zmienić, nie wystarczą zaklęcia jednego z niewielu profesjonalnych ministrów w rządzie Beaty Szydło, w swoim rozumieniu unijnej rzeczywistości w środowisku Prawa i Sprawiedliwości tak bardzo osamotnionego.
Dialog z prezesem
W dzisiejszej Unii promocja interesu narodowego jest dla każdego rządu sprawą podstawową, ale nie jest to gra o sumie zerowej. Równocześnie wszyscy się zastanawiają, jaki jest interes wspólnoty jako całości, większość myślących polityków wie bowiem dobrze, że współczesnych problemów nie da się rozwiązywać w pojedynkę. W unijnych negocjacjach broni się swoich racji, czasem trwa w usprawiedliwionym uporze, ale także idzie na ustępstwa, buduje relacje i zdobywa kapitał zaufania. Bez tych relacji, umiejętności negocjacyjnych, strategicznego myślenia, kalkulacji kosztów swojego postępowania, ale także dobrej woli, nie sposób prowadzić efektywnej polityki europejskiej.
Niestety, wielu polityków PiS to wyznawcy anachronicznej wizji polityki europejskiej rodem z XIX wieku – koncertu mocarstw, w którym każdy próbuje każdego oszukać, w którym silniejsi za wszelką cenę chcą zdominować słabszych. Podejrzliwość, paranoja, szukanie wroga nie są marginesem tego myślenia. Skandowanie sejmowej większości, która po uchwaleniu rezolucji Parlamentu Europejskiego jak w transie śpiewa o targowicy, pokazuje, jakich analogii szuka PiS.
Oczywiście, część tej narracji oparta jest na czystym cynizmie – Prawu i Sprawiedliwości jakoś nie przeszkadzało ani ostre atakowanie polskiego przewodnictwa w Unii w 2011 roku, ani kilka lat później forsowanie rezolucji o rzekomym fałszowaniu wyborów samorządowych w Polsce.
Niemniej opowieść o wrogich intencjach naszych partnerów jest symptomatyczna dla tego sposobu myślenia. Nadrzędnym jego celem jest wytworzenie poczucia zagrożenia, przed którym obronić nas może jedynie polityka partii rządzącej. Tyle że niszczenie zaufania do Unii Europejskiej będzie miało swoje negatywne konsekwencje.