Gdy w środę amerykański przywódca kartkował książkę Michaela Wolffa „Fire and Fury: Inside the Trump White House" i natknął się na wypowiedzi człowieka, który odegrał kluczową rolę w jego kampanii wyborczej, zasiadał w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i został uznany przez „Time'a" za „wielkiego manipulatora", po prostu wpadł w furię.
„Steve Bannon nie ma nic wspólnego ze mną i z moją prezydenturą. Kiedy go wyrzuciłem, nie tylko stracił stanowiska, stracił też rozum. On ma bardzo mało wspólnego z naszym zwycięstwem wyborczym, ale za to bardzo wiele wspólnego z porażką republikanów w wyborach uzupełniających w Alabamie" – napisał w specjalnym oświadczeniu.
Zaraz potem prawnicy Białego Domu wystosowali do Bannona pismo, w którym dali mu 24 godziny na odwołanie swoich deklaracji i ostrzegli, że kończą pracę nad pozwem przeciwko niemu.
Trumpa najbardziej zabolały szczegóły kontaktów jego sztabu wyborczego z Rosjanami. Bannon powiedział, że spotkanie jesienią 2016 r. w Trump Tower syna prezydenta z wysłannikami Kremla było „niepatriotyczne".
Jego zdaniem szansa, że Donald Trump o nim nie wiedział, „jest zerowa", a kiedy na oczach Ameryki Donald Trump junior będzie musiał się z tego wyspowiadać przed prokuratorami, „zostanie zgnieciony jak jajko".