W piątek wchodzi w życie lwia część długo przygotowywanej przez resort kultury nowelizacji, która ma dostosować prawo autorskie do unijnych standardów, kładących nacisk na możliwie szeroki dostęp do utworów.
Nowe przepisy rozszerzają dozwolony użytek edukacyjny w ramach tzw. e-learningu, pod warunkiem, że będzie adresowany do zamkniętego kręgu, np. konkretnych kursantów. Umożliwią też korzystanie z tzw. dzieł osieroconych, do których autorskie prawa majątkowe nie wygasły (przede wszystkim po twórcach zaginionych bądź zmarłych w czasie drugiej wojny światowej), a nie można ustalić ich spadkobierców. Korzystający z tych dzieł, a to są ogromne i cenne zasoby, będą mogli wykupić licencję, a w razie odnalezienia właściciela dostanie on należne tantiemy.
Twórcy otrzymają też szanse na wynagrodzenie płacone z budżetu za książki wypożyczane przez biblioteki publiczne poza bibliotekę. Jednocześnie biblioteki, archiwa, muzea itp. będą mogły tworzyć cyfrowe kopie utworów, by uzupełnić lub chronić własne zbiory.
Utwory niedostępne w obrocie handlowym, tzw. out-of-commerce, np. numery gazet z lat PRL przetrzymywane w archiwach, na uczelniach itp., będzie można digitalizować i udostępniać w internecie po zawarciu umowy licencyjnej z organizacją zbiorowego zarządzania.
Wreszcie ustawa zajęła się bardzo istotną dla mediów kwestią pressclippingu – procederem sprzedaży przez wyspecjalizowane firmy biznesowi, urzędom fragmentów, a nieraz całych tekstów prasowych pod szyldem przeglądów prasy. Taka działalność uderza zwłaszcza w prasę papierową. Nowelizacja jednak wykreśla art. 30 prawa autorskiego, na który powołuje się część firm pressclippinowych jako podstawę swojej działalności.