Kto z polskich piłkarzy przeszedł do historii mistrzostw świata? Kogo można nazwać bohaterem, bo jego osiągnięcia wyrastały ponad przeciętność? Takich graczy nie było wielu, chyba można ich policzyć na palcach jednej ręki. Ernest Wilimowski, Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato, Zbigniew Boniek. Oni rozpalali wyobraźnię kibiców nie tylko polskich, ale też zagranicznych. O nich mówiło się nad Wisłą, ale ich dokonania były na tyle znaczące, że doceniali to także kibice zagraniczni. Nie zawsze i nie każdemu wszystko w życiu wychodziło tak dobrze jak na boisku.
Ernest Wilimowski grał w czasach, kiedy telewizja dopiero powstawała i nie zachowały się mecze z jego udziałem, ale starsi kibice, którzy oglądali go na boisku, nie mieli wątpliwości, że był najlepszy. Dryblował ze swobodą, jakiej w polskim futbolu tamtych czasów nie oglądano. Gdzie się tego nauczył? Podobno trenował w niezwykły sposób. Brał piłkę, szedł na plac, a tam już czekała na niego grupa wyrostków. Sam przeciw kilkunastu chłopakom. Aeby wbić im bramkę, musiał minąć wszystkich po kolei. Dzięki temu nauczył się znakomicie dryblować, zmieniać kierunek biegu, balansować. W polskiej lidze nie miał sobie równych. W 87 meczach dla Ruchu Hajduki Wielkie zdobył 117 bramek, a jego rekordu 10 goli ze starcia z Unionem-Touring Łódź chyba nie pobije już nikt.
Niemiecki trener Sepp Herberger do Strasbourga na mecz mistrzostw świata (1938) pojechał obejrzeć brazylijskich „czarodziejów", o których stylu gry krążyły legendy. Wrócił jednak oczarowany Wilimowskim, który wbił rywalom z Ameryki Południowej cztery bramki. To osiągnięcie pobił dopiero w 1994 roku Rosjanin Oleg Salenko, który Kamerunowi strzelił pięć goli.
Kto wie, jaką karierę Wilimowski by zrobił i co osiągnął na mistrzostwach świata w 1942 roku, gdyby nie wybuchła wojna. Byłby wtedy w najlepszym dla piłkarza wieku, miałby 26 lat.
Wilimowski mówił o sobie, że jest Górnoślązakiem, na Śląsku polskość i niemieckość się przenikały. Podobnie było w życiu młodego piłkarza. Ojca nie znał, wychowywała go matka. Na chrzcie dostał imiona Ernest Otto, a jego nazwisko brzmiało Pradella. Mówił i po polsku, i po niemiecku. Karierę zaczynał w klubie 1.FC Kattowitz, który był klubem niemieckim, ale wiele zmieniło się, gdy matka związała się z Romanem Wilimowskim, który był polskim patriotą i zwolennikiem przyłączenia Górnego Śląska do Polski.