Nawałka czyli odkrycie mundialu

Jacek Gmoch jechał w 1978 roku po mistrzostwo świata. W sukcesie przeszkodziły mu między innymi ciągłe zmiany koncepcji. Jedno było jednak niezmienne – jego podstawowym zawodnikiem był 21-letni Adam Nawałka.

Aktualizacja: 19.06.2018 15:51 Publikacja: 19.06.2018 00:01

Adam Nawałka

Adam Nawałka

Foto: Fotorzepa/Piotr Nowakl

Utarło się, że jedynym z polskiej ekipy jadącej do Rosji na mistrzostwa świata, który zaznał już wcześniej smaku mundialu jest Łukasz Fabiański. Bramkarz Swansea w 2006 roku, jako 21-letni talent, został przez wzięty przez Pawła Janasa na turniej w Niemczech. Jechał tam jako trzeci bramkarz – miał się uczyć, zbierać doświadczenie. Nie wystąpił w żadnym spotkaniu. Tymczasem w polskiej delegacji będzie człowiek, który wystąpił w pięciu meczach na mundialu, został uznany za jedno z odkryć turnieju i trafił nawet do jedenastki mistrzostw. To selekcjoner Adam Nawałka, który w 1978 roku w Argentynie miał też tylko 21 lat, ale ówczesny selekcjoner Jacek Gmoch wziął go na mundial, by młody pomocnik Wisły przyglądał się starszym kolegom i uczył.

Nawałka jest wychowankiem Wisły Kraków, mistrzem Polski juniorów z 1977 roku. 12 miesięcy później świętował już jednak z Białą Gwiazdą mistrzostwo wśród dorosłych i był podstawowym zawodnikiem drużyny. Jedną z gwiazd, chociaż na boisku wykonywał raczej mrówczą pracę, dzięki której błyszczeć mogli inni – przede wszystkim napastnik Andrzej Iwan. Dwa lata od obecnego selekcjonera starszy, strzelający dużo goli w lidze, dynamiczny, efektowny, a poza boiskiem król krakowskiego nocnego życia.

Jacek Gmoch dostrzegł talent obu młodzieńców, ale Iwan pierwszy oficjalny mecz w kadrze rozegrał dopiero podczas argentyńskich mistrzostw. A to dlatego, że był ważnym zawodnikiem reprezentacji juniorów, która walczyła o medal w nieoficjalnych jeszcze wówczas mistrzostwach Europy do lat 18, których gospodarzem była Polska i które odbyły się zaledwie miesiąc przed turniejem w Argentynie. Dodatkowo selekcjoner wymyślił sobie, że Iwan będzie jego tajną bronią, więc uparcie nie wystawiał go w meczach towarzyskich rozgrywanych tuż przed mundialem.

Nawałka natomiast szybko znalazł uznanie w oczach Gmocha. Na mundial jechał mając rozegranych 11 meczów w reprezentacji, w tym trzy w eliminacjach. Zadebiutował w kwietniu 1977 roku w przegranym 1:2 meczu z Węgrami. To w debiucie strzelił zresztą swojego jedynego gola w biało-czerwonej koszulce.

Do Argentyny jechała drużyna wyjątkowa. Z jednej strony jej trzon stanowili piłkarze, którzy z Kazimierzem Górskim zdobyli złoto podczas igrzysk w Monachium w 1972 roku, brąz mistrzostw świata w RFN (1974) i dwa lata później i srebro IO w Montrealu – te grupę uosabiał najlepiej Kazimierz Deyna. Z drugiej strony do zespołu wrócił nieobecny podczas poprzednich MŚ z powodu kontuzji Włodzimierz Lubański, a także dołączyła najbardziej uzdolniona młodzież z 22-letnim Zbigniewem Bońkiem na czele. Innymi słowy Gmoch wziął do Argentyny trzech piłkarzy, którzy zanim nastał czas Roberta Lewandowskiego, zajęliby trzy czołowe miejsca w każdym plebiscycie na polskiego piłkarza wszech czasów. Pytanie tylko w jakiej kolejności.

Boniek był oczywiście powszechnie uznawany za najbardziej uzdolnionego spośród młodych zawodników. Ale to Nawałka wybiegł w podstawowym składzie rozgrywanego na Estadio Monumental w Buenos Aires spotkania z RFN (0:0) – pierwszego meczu Polaków podczas mundialu w 1978 roku. Boniek zasiadł na ławce rezerwowych, a na boisku pojawił się dopiero w 79. minucie, zmieniając swojego idola z dzieciństwa – Lubańskiego. Schemat powtórzył się pięć dni później w Rosario przeciwko Tunezji (1:0). Znów to Nawałka znalazł się w wyjściowej jedenastce, znów Boniek wszedł zmieniając Lubańskiego, tylko tym razem trzy minuty wcześniej, a na murawie pojawił się też trzeci z talentów, tajna broń, debiutujący w kadrze Andrzej Iwan, który w 60 minucie zmienił Andrzeja Szarmacha.

Gdy Gmoch obejmował kadrę zapowiadał, że jego zespół zdobędzie mistrzostwo świata. Był pupilkiem ówczesnej władzy, miał potężnych protektorów, więc jego drużynie nie brakowało ptasiego mleka. Inżynier politechniki, miał całkowicie inne, nowoczesne, podejście do futbolu. Naukowe. Bez dwóch zdań był prekursorem i forpocztą, ale jednocześnie był niekonsekwentny, miał za dużo pomysłów na minutę, zmieniał co chwila zdanie. Trafne decyzje przeplatał fatalnymi.

Trafnie na przykład przewidział przed trzecim meczem pierwszej fazy grupowej, że Boniek dojrzał już do gry w pierwszym składzie. Zawodnik Widzewa strzelił dwa gole, a drugi z nich (uderzenie z woleja prosto w górny róg bramki rywali) jest do dziś jego ulubionym. W kolejnych spotkaniach rudowłosy piłkarz już zawsze wybiegał od początku meczu na murawę. Gmoch porzucił też ustawienie 1-4-3-3, w którym Polska grała eliminacje i przestawił zespół na 1-4-4-2.

Nietrafionych decyzji miał jednak znacznie więcej. W pierwszym meczu drugiej fazy grupowej Polacy przegrali 0:2 z Argentyną. Gmoch przed meczem wysłał na trybuny rosłego, silnego stopera Jerzego Gorgonia. Argumentował, że gospodarze mundialu będą grali tylko po ziemi i wielki, ale mało zwrotny Gorgoń nie przyda się w tym spotkaniu. Środkowy obrońca Górnika zasiadł więc na trybunach i popijając jedno piwo za drugim oglądał jak Mario Kempes strzela dwa gole dla Argentyny. Oba głową.

Gmoch gubił się w swoich koncepcjach. Dzień przed pierwszym meczem z Niemcami podszedł ponoć do Marka Kusto i zapowiedział mu, że wyjdzie w pierwszym składzie, a jak przyjdzie do rzutu karnego, to właśnie Kusto będzie go wykonywał. W dniu meczu napastnik Legii wylądował na trybunach, w mundialu nie zagrał nawet minuty. Przed decydującym o awansie do półfinałów meczem z Brazylią (1:3) Gmoch nosił się z zamiarem zmiany ustawienia, o czym informował Jana Tomaszewskiego podczas spaceru. Bramkarz wspomina, że rozstali się w lobby hotelowym, Gmoch poszedł tylko na chwilę do swojego pokoju, wziąć notatki przed odprawą z drużyną. Kilka minut później, gdy odprawa się rozpoczęła, o żadnym nowym ustawieniu nie było już mowy. Porzucił tę ideę. Zmienił za to Tomaszewskiego. Na dwa ostatnie spotkania mundialu 78 do bramki biało-czerwonych wszedł Zygmunt Kukla ze Stali Mielec.

Piłkarze nie mogli przeboleć jednak przede wszystkim tego, jak traktowany jest Lubański. W trakcie mistrzostw w 1978 roku jedyny, który grał na co dzień zagranicą, w belgijskim Lokeren. Był idolem nie tylko kibiców, ale i piłkarzy młodszego pokolenia. Zarówno Boniek jak i Iwan przyznają, że jako dzieciaki fascynowali się Lubańskim i fakt, że występowali razem z nim na mundialu był dla nich ważny. Tymczasem od meczu z Meksykiem Lubański był już tylko rezerwowym. W „Kopalni – sztuce futbolu" Boniek opowiadał jak w spotkaniu z Peru ustępował miejsca na boisku swojemu bohaterowi z dzieciństwa. Gmoch wpuścił legendarnego napastnika na marne siedem minut meczu:

- Schodziłem z boiska, widziałem Włodka przy linii i zrobiło mi się głupio. Ja się wychowałem na Lubańskim, na jego Górniku, na meczach z Romą, Manchesterem City. To był mój największy i uwielbiany idol. I teraz ja, gówniarz, schodziłem z boiska, a w moje miejsce wchodził on, legenda.

I chociaż koncepcje się zmieniały, a w głowie Gmocha się kotłowało, to pozycja Nawałki była niezachwiana. Nie zagrał tylko w meczu z Meksykiem – był to efekt kontuzji, którą odniósł w spotkaniu z Tunezją. Już na mecz z Argentyną wrócił jednak do wyjściowego składu. Nawałka podczas mundialu 78 wystąpił w pięciu meczach, we wszystkich po 90 minut.

Nie był wirtuozem. Wyróżniał się siłą, szybkością i niesamowitą wytrzymałością. Im dłużej trwał mecz, tym więcej biegał. Iwan nazywał Nawałkę pierwszym profesjonalistą w polskiej piłce. Dbał o dietę, sprowadzał odżywki, chodził do masażystów. Dziś nie brzmi to wyjątkowo, ale wówczas większość piłkarzy w PRL prowadziła się zupełnie inaczej. Po argentyńskim mundialu jedna z gazet umieściła go w jedenastce turnieju – należy jednak od razu też dodać, że była to „drużyna odkryć", a spośród Polaków znalazł się w też w niej Boniek. Niemniej przyjęło się, że trafili do jedenastki turnieju.

Ale mundial też był początkiem końca kariery Nawałki. Już na mistrzostwa jechał przemęczony, po nim został od razu wysłany na festiwal młodzieży socjalistycznej na Kubę, nie dano mu odpocząć. Tam zresztą Nawałka otarł się o ówczesną PRL-owską elitę. Innymi uczestnikami polskiej delegacji byli m.in: Maryla Rodowicz czy kosmonauta Mirosław Hermaszewski.

Po mundialu i kolejnych kontuzjach wystąpił jeszcze kilkanaście razy w kadrze, ale tak naprawdę jego kariera skończyła się, zanim na dobre zaczęła. Po raz ostatni w reprezentacji zagrał w 1980 roku – miał wówczas zaledwie 23 lata.

Utarło się, że jedynym z polskiej ekipy jadącej do Rosji na mistrzostwa świata, który zaznał już wcześniej smaku mundialu jest Łukasz Fabiański. Bramkarz Swansea w 2006 roku, jako 21-letni talent, został przez wzięty przez Pawła Janasa na turniej w Niemczech. Jechał tam jako trzeci bramkarz – miał się uczyć, zbierać doświadczenie. Nie wystąpił w żadnym spotkaniu. Tymczasem w polskiej delegacji będzie człowiek, który wystąpił w pięciu meczach na mundialu, został uznany za jedno z odkryć turnieju i trafił nawet do jedenastki mistrzostw. To selekcjoner Adam Nawałka, który w 1978 roku w Argentynie miał też tylko 21 lat, ale ówczesny selekcjoner Jacek Gmoch wziął go na mundial, by młody pomocnik Wisły przyglądał się starszym kolegom i uczył.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast