Utarło się, że jedynym z polskiej ekipy jadącej do Rosji na mistrzostwa świata, który zaznał już wcześniej smaku mundialu jest Łukasz Fabiański. Bramkarz Swansea w 2006 roku, jako 21-letni talent, został przez wzięty przez Pawła Janasa na turniej w Niemczech. Jechał tam jako trzeci bramkarz – miał się uczyć, zbierać doświadczenie. Nie wystąpił w żadnym spotkaniu. Tymczasem w polskiej delegacji będzie człowiek, który wystąpił w pięciu meczach na mundialu, został uznany za jedno z odkryć turnieju i trafił nawet do jedenastki mistrzostw. To selekcjoner Adam Nawałka, który w 1978 roku w Argentynie miał też tylko 21 lat, ale ówczesny selekcjoner Jacek Gmoch wziął go na mundial, by młody pomocnik Wisły przyglądał się starszym kolegom i uczył.
Nawałka jest wychowankiem Wisły Kraków, mistrzem Polski juniorów z 1977 roku. 12 miesięcy później świętował już jednak z Białą Gwiazdą mistrzostwo wśród dorosłych i był podstawowym zawodnikiem drużyny. Jedną z gwiazd, chociaż na boisku wykonywał raczej mrówczą pracę, dzięki której błyszczeć mogli inni – przede wszystkim napastnik Andrzej Iwan. Dwa lata od obecnego selekcjonera starszy, strzelający dużo goli w lidze, dynamiczny, efektowny, a poza boiskiem król krakowskiego nocnego życia.
Jacek Gmoch dostrzegł talent obu młodzieńców, ale Iwan pierwszy oficjalny mecz w kadrze rozegrał dopiero podczas argentyńskich mistrzostw. A to dlatego, że był ważnym zawodnikiem reprezentacji juniorów, która walczyła o medal w nieoficjalnych jeszcze wówczas mistrzostwach Europy do lat 18, których gospodarzem była Polska i które odbyły się zaledwie miesiąc przed turniejem w Argentynie. Dodatkowo selekcjoner wymyślił sobie, że Iwan będzie jego tajną bronią, więc uparcie nie wystawiał go w meczach towarzyskich rozgrywanych tuż przed mundialem.
Nawałka natomiast szybko znalazł uznanie w oczach Gmocha. Na mundial jechał mając rozegranych 11 meczów w reprezentacji, w tym trzy w eliminacjach. Zadebiutował w kwietniu 1977 roku w przegranym 1:2 meczu z Węgrami. To w debiucie strzelił zresztą swojego jedynego gola w biało-czerwonej koszulce.
Do Argentyny jechała drużyna wyjątkowa. Z jednej strony jej trzon stanowili piłkarze, którzy z Kazimierzem Górskim zdobyli złoto podczas igrzysk w Monachium w 1972 roku, brąz mistrzostw świata w RFN (1974) i dwa lata później i srebro IO w Montrealu – te grupę uosabiał najlepiej Kazimierz Deyna. Z drugiej strony do zespołu wrócił nieobecny podczas poprzednich MŚ z powodu kontuzji Włodzimierz Lubański, a także dołączyła najbardziej uzdolniona młodzież z 22-letnim Zbigniewem Bońkiem na czele. Innymi słowy Gmoch wziął do Argentyny trzech piłkarzy, którzy zanim nastał czas Roberta Lewandowskiego, zajęliby trzy czołowe miejsca w każdym plebiscycie na polskiego piłkarza wszech czasów. Pytanie tylko w jakiej kolejności.