Wybory wewnętrzne w dwóch sejmowych partiach opozycyjnych wchodzą w kluczową fazę. Do soboty politycy mogli zgłaszać swoje kandydatury w wyborach na szefów regionów w PO, do piątku – na przewodniczącego Nowoczesnej. W Platformie niespodzianki są nieliczne. Ale w Nowoczesnej już tak.
Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że jedynym przeciwnikiem Ryszarda Petru w wyborach na przewodniczącego partii będzie szczeciński poseł Piotr Misiło. Jego start w wyborach traktowano w Nowoczesnej tylko jako próbę wzmocnienia swojej rozpoznawalności. Ale w piątek ku zaskoczeniu wielu polityków o swoim starcie poinformowała szefowa Klubu Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer. Później zgłosili się też Paweł Pudłowski i Kamila Gasiuk-Pihowicz.
– Chcę zarówno zrealizować potrzebę realnej zmiany w partii, jak i połączyć wszystkie środowiska – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Lubnauer.
Czasu na kampanię jest niewiele. Wybory odbędą się już podczas sobotniej konwencji Nowoczesnej w Warszawie. Głosować będzie ok. 300 delegatów, z czego 240 zostało wybranych przez regionalne struktury. Pozostali to członkowie Rady Krajowej. – Większość delegatów nigdy wcześniej nie głosowała na takiej konwencji. Wyniki mogą być bardzo trudne do przewidzenia, podobnie jak wpływ argumentów poszczególnych kandydatów – komentuje z kolei inny polityk tej partii.
Wewnętrzny układ sił jest zmienny i trudny do rozpoznania. Można się spotkać z opinią, że duża liczba kandydatów działa na niekorzyść tych, którzy chcą zmiany na stanowisku szefa partii. Rozstrzygające znaczenie może więc mieć to, czy kandydatom uda się do wyborów zawrzeć sojusz przeciwko obecnemu przewodniczącemu.