Wtorkowe podsumowanie roku prac rządu przebiegało według sprawdzonego przy wcześniejszych okazjach scenariusza: centralną postacią starannie wyreżyserowanej operacji była premier Beata Szydło. Przez ostatni rok szefowa rządu udowodniła, że jeśli chodzi o budowanie swego wizerunku, jest perfekcjonistką. Wszystkie okazje, które mogły przyczynić się do zwiększenia popularności szefowej rządu, były skrzętnie wykorzystywane.
To ona stała się centralną postacią, gdy rząd uruchamiał program 500+. To Szydło informowała o uruchomieniu programu budowy tanich lokali Mieszkanie+. To premier jeździła ogłaszać, że rząd chce przyspieszyć budowę drogi Via Baltica, brała udział w uroczystościach nadania imienia Lecha Kaczyńskiego gazoportowi w Świnoujściu, otwierała lokalne posterunki policji – firmowała wszystko, co może się obywatelom kojarzyć z działaniem państwa na rzecz zwykłych ludzi.
Szydło pojawiała się też, gdy mogła odgrywać rolę szeryfa – razem ze Zbigniewem Ziobrą brała udział w licznych konferencjach, na których ogłaszano zaostrzanie kolejnych przepisów, szczególnie tych dotyczących ścigania oszustów podatkowych.
Premier budowała swój wizerunek wtedy, gdy któryś z ministrów wzbudzał powszechną krytykę. Obwieściła na przykład, że zwróciła uwagę Antoniemu Macierewiczowi na sprawę zatrudnienia Bartłomieja Misiewicza w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Skrytykowała go też za wypowiedź dotyczącą rzekomej sprzedaży Rosji egipskich mistrali.
Szydło skarciła też publicznie Witolda Waszczykowskiego za lekceważące komentarze na temat kobiet, które wzięły udział w czarnym proteście. I właśnie po demonstracjach przeciw obywatelskiemu projektowi ustawy antyaborcyjnej Szydło stała się twarzą rządowego programu „Za życiem", który ma zachęcać rodziców chorych dzieci, by nie przerywali ciąży.