Za dużo cudzoziemców
Takie postulaty w połączeniu z rozbudowanym programem FPÖ spotkały się z wdzięcznym odzewem wielu Austriaków, którzy z niepokojem patrzyli, jak zmienia się etniczna kompozycja społeczeństwa. W 2007 roku cudzoziemcy stanowili 9,7 proc. społeczeństwa, obecnie współczynnik ten wynosi 15,3 proc., co oznacza, że liczba osób urodzonych za granicą sięga 1,9 mln, co stanowi 21 proc. społeczeństwa. Wprawdzie spora część imigrantów to Niemcy oraz przedstawiciele innych państw UE, jednak ponad 100 tys. osób to przybysze z Afganistanu, Syrii czy Iraku.
Elektorat FPÖ domagał się najgłośniej ograniczenia imigracji. Rządząca koalicja socjaldemokratów SPÖ i Partii Ludowej (ÖVP) wprowadziła limit na poziomie 35 tys. osób rocznie. Jednak w tym roku wnioski azylowe złożyło zaledwie nieco ponad 17 tys. imigrantów. Nie znaczy to jednak, że temat imigracji przestał być aktualny.
– Znajduje się cały czas w tle wyraźnie manifestowanego oczekiwania wyborców, którzy mają już dość rządów czerwono-czarnych czyli socjaldemokratów i konserwatystów – przekonuje „Rzeczpospolitą" Peter Hajek, szef Political Opinion Strategies. Jego zdaniem to zmęczenie społeczne dostrzegł Sebastian Kurz, zrywając koalicję na kilka miesięcy przed wyborami. Zwiastunem zmiany nastrojów społecznych były już ubiegłoroczne wybory prezydenckie, w których kandydat FPÖ Norbert Hofer zdystansował w pierwszej rundzie kontrkandydatów z SPÖ i ÖVP. Przegrał w drugiej z Aleksandrem van der Bellenem z ugrupowania Zielonych przy mobilizacji społeczeństwa. Od tego czasu wiele się w Austrii zmieniło.
Socjaldemokraci z kanclerzem Christianem Kernem na czele nie mieli wiele do zaoferowania w porównaniu z Sebastianem Kurzem, który bez żenady przejął niemal w całości program antyimigracyjny Partii Wolnościowej. Utrwalił tym samym swą pozycję gwiazdy na austriackiej scenie politycznej. Na finiszu kampanii wyborczej Christianowi Kernowi i SPÖ zaszkodziła mocno afera z udziałem izraelskiego specjalisty od organizacji kampanii wyborczych Tala Silbersteina. Za 500 tys. euro miał prowadzić kampanię SPÖ. Okazało się jednak, że to z jego inspiracji powstały dwie strony internetowe oczerniające Sebastiana Kurza. Odpowiedzialność spadła na kanclerza Christiana Kerna. W rezultacie SPÖ jest w sondażach niżej notowana niż FPÖ o około 4 punkty.
Kłopoty z UE
W sumie jeżeli podobne będą wyniki niedzielnych wyborów, polityczna rozgrywka toczyć się będzie pomiędzy trzema ugrupowaniami: konserwatystami z ÖVP, socjaldemokratami z SPÖ oraz prawicowymi populistami z FPÖ. Koalicja dwu partii z tej trójki w dowolnej konstelacji będzie w stanie uzyskać większość w parlamencie. Jednak socjaldemokratom nikt nie daje szans nawet na udział w rządzie. Konserwatyści i prawicowi populiści wtedy pod kierunkiem Jörga Haidera byli już partnerami koalicyjnymi w latach 2000–2006.
UE nałożyła wtedy sankcje dyplomatyczne na Austrię w proteście przeciwko Haidarowi postrzeganemu w kategoriach rasistowskich, szowinistycznych i ksenofobicznych. Dzisiaj nikomu w Brukseli nie przychodzi nic podobnego do głowy. Austriacka Partia Wolnościowa nie różni się wiele od francuskiego Frontu Narodowego, holenderskiej Partia Wolności Gerta Wildersa czy szeregu prawicowych ugrupowań skandynawskich. – Pod rządami koalicja ÖVP /FPÖ Austria może zostać inaczej postrzegana ze względu na pewne zastrzeżenia obu partii co do kierunku rysujących się reform UE – mówi Peter Hajek. Nie wyklucza też zbliżenia Austii do krajów Grupy Wyszehradzkiej.