Hanna Łysakowska: Polski koń arabski traci swój prestiż

Rozmowa z Hanną Łysakowską, z Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa w Warszawie

Aktualizacja: 15.08.2017 22:39 Publikacja: 15.08.2017 19:15

Hanna Łysakowska: Polski koń arabski traci swój prestiż

Foto: PAP

Rzeczpospolita: Tylko sześć koni czystej krwi arabskiej sprzedano na aukcji Pride of Poland w Janowie Podlaskim. Pozostałych 19 koni wróciło do stajni. Tym samym właściciele polskich stadnin zarobili zaledwie 410 tys. euro. Co wpłynęło na taki wynik aukcji?

Hanna Łysakowska: To była katastrofa. Ale aukcja to tylko wierzchołek góry lodowej, a nie główny problem. Przede wszystkim hodowla koni wymaga czasu, wiedzy i doświadczenia. Tutaj z niczym nie można się spieszyć. Ciąża u klaczy trwa aż jedenaście miesięcy, zatem jeśli co roku uda się uzyskać źrebaka, to będzie to naprawdę dobry wynik. W związku z tym należy mieć plan hodowli na wiele lat do przodu i prowadzić ją z dużym wyczuciem. Ale na początku 2016 roku do polskich stadnin trafiły osoby, które po prostu nie znały się na hodowli koni. Dopiero później pracę w janowskiej stadninie objął prof. Sławomir Pietrzak, który zawodowo zajmuje się końmi. Natomiast tacy ludzie jak Marek Trela czy Jerzy Białobok stali się nagle niepotrzebni. Trzeba podkreślić, że Marek Trela pracował w janowskiej stadninie kilkadziesiąt lat, nabierając doświadczenia u boku dyrektora Andrzeja Krzyształowicza, a przez ostatnie kilkanaście lat sam był jej dyrektorem. Podobnie Jerzy Białobok, który przez blisko 20 lat szefował stadninie w Michałowie – trafił tu po studiach, jego mentorem był dyrektor Ignacy Jaworowski.

Jednak prezes Sławomir Pietrzak tłumaczył słaby wynik tegorocznej aukcji tym, że rynek światowy jest nasycony końmi arabskimi.

Rynek oczywiście ma wpływ na to, ile koni sprzedajemy i za jaką cenę. Jednak ten rynek zawsze falował – raz było lepiej, a raz gorzej. Na przykład w 1981 roku sprzedaliśmy ogiera El Paso za milion dolarów. To były wówczas ogromne pieniądze i pierwszy znaczący sukces finansowy w Janowie Podlaskim po II wojnie światowej. Wtedy faktycznie rynek był dla nas życzliwy. Ale takiego wyniku jak ten tegoroczny nie zanotowaliśmy nigdy – nawet w okresach dużego kryzysu. Żeby sprzedać konie, nie wystarczy wiedza z zakresu hodowli, konieczne jest również posiadanie ogromnej sieci kontaktów. A takich branżowych znajomości nie nawiązuje się w 15 minut czy nawet w rok. Jeżeli taką markę jak polski koń arabski, którą budowaliśmy przez lata, traktujemy z lekceważeniem, to nie możemy spodziewać się innego wyniku niż aukcja z zaledwie sześcioma sprzedanymi końmi. Mam nadzieję, że nasze araby przetrwają ten kryzys i że kiedyś uda się odrobić te straty, nie tylko wizerunkowe. Ale na to na pewno będziemy musieli poczekać.

Czy zatem janowska aukcja koni arabskich jest nadal prestiżowym wydarzeniem?

Chyba trudno w tej chwili ocenić ją jako prestiżową. Aukcja w Janowie Podlaskim nigdy nie była po prostu jedną z wielu. Przez lata było to wyjątkowe wydarzenie, a właściwie cykl wydarzeń. Dla hodowców janowska sprzedaż koni rozpoczyna się zimą poprzedniego roku, na Salonie Konia w Paryżu. To tam, podczas Czempionatu Świata Koni Arabskich, startuje promocja polskich koni za granicą, czyli wśród głównych kupców. Dla miłośników koni to kilka sierpniowych dni: dzień wyścigowy, narodowy pokaz koni i wybory czempionów, aukcja, zwiedzanie wszystkich stadnin. Panuje tam jedyna w swoim rodzaju atmosfera. Sama miałam szczęście uczestniczyć w Dniach Arabskich tuż po śmierci Andrzeja Krzyształowicza – wieloletniego dyrektora janowskiej stadniny. Poświęcony panu dyrektorowi pokaz hodowlany, podczas którego kolejne rodziny klaczy prezentowały się przy muzyce Zbigniewa Preisnera, był bardzo wzruszający. Trudno sobie to wyobrazić, śledząc doniesienia medialne, które towarzyszą tegorocznej edycji.

—rozmawiała Katarzyna Płachta

Rzeczpospolita: Tylko sześć koni czystej krwi arabskiej sprzedano na aukcji Pride of Poland w Janowie Podlaskim. Pozostałych 19 koni wróciło do stajni. Tym samym właściciele polskich stadnin zarobili zaledwie 410 tys. euro. Co wpłynęło na taki wynik aukcji?

Hanna Łysakowska: To była katastrofa. Ale aukcja to tylko wierzchołek góry lodowej, a nie główny problem. Przede wszystkim hodowla koni wymaga czasu, wiedzy i doświadczenia. Tutaj z niczym nie można się spieszyć. Ciąża u klaczy trwa aż jedenaście miesięcy, zatem jeśli co roku uda się uzyskać źrebaka, to będzie to naprawdę dobry wynik. W związku z tym należy mieć plan hodowli na wiele lat do przodu i prowadzić ją z dużym wyczuciem. Ale na początku 2016 roku do polskich stadnin trafiły osoby, które po prostu nie znały się na hodowli koni. Dopiero później pracę w janowskiej stadninie objął prof. Sławomir Pietrzak, który zawodowo zajmuje się końmi. Natomiast tacy ludzie jak Marek Trela czy Jerzy Białobok stali się nagle niepotrzebni. Trzeba podkreślić, że Marek Trela pracował w janowskiej stadninie kilkadziesiąt lat, nabierając doświadczenia u boku dyrektora Andrzeja Krzyształowicza, a przez ostatnie kilkanaście lat sam był jej dyrektorem. Podobnie Jerzy Białobok, który przez blisko 20 lat szefował stadninie w Michałowie – trafił tu po studiach, jego mentorem był dyrektor Ignacy Jaworowski.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Mariusz Kamiński z zarzutami, Michał Szczerba wzburzony
Polityka
Andrzej Duda spotkał się z Donaldem Trumpem. Donald Tusk: wybieramy różnych rozmówców
Polityka
Cimoszewicz: Miałem wrażenie, że Donald Trump zapomniał nazwiska Andrzeja Dudy
Polityka
Maciej Wąsik w prokuraturze. "Nie przyjąłem do wiadomości zarzutów"
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Gen. Roman Polko: Donald Trump znów prezydentem USA? Nie mam obaw