Które państwo unijne wzmocni się na Brexicie?
Żadne. Wszystkie stracą.
Nie wzmacnia on przywództwa Niemiec w UE?
Demonizujemy Niemcy jako państwo dążące do hegemonii. Oni chcą być silnym liderem w Unii, ale wspólnie z innymi państwami. Stąd bliskie kontakty w Francją, ale też wcześniej z Wielką Brytanią. Ale też stąd starania, żeby Polskę włączyć do głównego nurtu. Niemcy szukają sojuszników. Dążenie do hegemonii nie jest główną osią ich polityki zagranicznej. Choćby ze względów historycznych byłoby to dla nich niewygodne.
Rosja zyska na osłabieniu UE?
W Rosji panuje przekonanie, że wszystkie „związki" muszą upaść. Skoro upadł Związek Radziecki, upaść również musi związek, jakim jest Unia Europejska. Oni uważaliby to za swoiste dopełnienie się przekształceń, wyjścia na zero i budowę nowej rzeczywistości. Rosja jest uprzedzona do UE i nie wierzy w jej przyszłości. Z punktu widzenia Moskwy wygodniejsze jest rozmawianie z 28 krajami pojedynczo, na zasadzie bilateralnej, niż ścieranie się z organizacją, która reprezentuje 28 państw działających wspólnie i pół miliarda ludzi, czyli więcej niż Rosja. Moskwa ma kłopot z dużą Unią, jej wspólnym rynkiem, potencjałem, gospodarką itd. Chce odbudować swoją pozycję i zwiększyć strefę wpływu wobec tego, co dzieje się w architekturze XXI wieku, gdzie rośnie pozycja Chin, silne są Stany Zjednoczone, a aspiracje Hindusów duże. Słaba i rozbita Unia jest na rękę Rosji, bo to mniej ograniczeń w budowaniu stref wpływu, choćby w sprawie Ukrainy, i możliwość pokazania światu, że w tym regionie Rosja jest silnym partnerem, a UE związkiem skłóconych maluchów.
Jak zmieniła się pozycja Polski w UE po Brexicie?
Minister spraw zagranicznych mówił w Sejmie, że głównym naszym partnerem jest Wielka Brytania, która z Unii wychodzi. Kraje Grupy Wyszehradzkiej są na marginesie. Tylko Słowacja jest w strefie euro i ma bliższe związki z centrum dowodzenia UE.
Błędem było nie przyjęcie przez nas euro?
Dużym. Ale znajduję wytłumaczenie, którym był kryzys ekonomiczny szalejący w Europie. Nie spełnialiśmy kryteriów.
I nie robiliśmy wiele, żeby je spełnić.
Polska nie opracowała mapy drogowej przyjęcia wspólnej waluty. Donald Tusk podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy obiecał, że Polska przyjmie euro w 2011 r. Tylko za słowami nie poszły czyny. Pod rządami PiS Polska europejskiej waluty nie przyjmie. Dobrze byłoby, gdyby rząd PiS postarał się chociaż spełnić kryteria wejścia do strefy euro.
Co to oznacza?
Wzmocnienie gospodarki. To utrzymywanie w ryzach inflacji, długu publicznego, czyli z punktu widzenia stabilności gospodarki same plusy. Dyskusja o Polsce w strefie euro jest już tylko teoretyczna.
Chyba podobnie jak debata na temat Trybunału Konstytucyjnego w Parlamencie Europejskim.
Europarlament przekłada ją na bliżej nieokreślony czas. Wróci do sprawy Polski. Nawet podczas szczytu NATO w Warszawie liderzy unijni będą wspominać o potrzebie przestrzegania praworządności w Polsce i rozwiązania sprawy TK w duchu Komisji Weneckiej.
Naprawdę po Brexicie kogokolwiek w UE będzie interesowała kwestia Trybunału?
Mniej, ale będzie. Odczujemy skutki zabawy z Unią boleśnie. Wobec Brexitu będzie podejmowanych wiele decyzji, gdzie głos Polski nie będzie miał znaczenia. Tracimy opinię wiarygodnego partnera. Odbudowanie pozycji na świecie będzie bardzo trudne.
Czy Brexit zmniejsza szanse Donalda Tuska na drugą kadencję szefa Rady Europejskiej?
Wręcz przeciwnie. Zwiększa je. Brexit będzie się ciągnął, wiec Rada Europejska będzie potrzebowała kogoś, kto się zna na trwających procesach. Wzięcie kogoś nowego to skazanie Rady Europejskiej na pogłębiający się chaos. Donald Tusk przełknął gorzką pigułkę, bo chciał czegoś innego, ale to trzeba przeżyć. Na tym etapie on, Martin Schultz, Jean Claude-Juncker są potrzebni Unii, bo znają istotę rzeczy. Gdyby dzisiaj Tuska zmienił na stanowisku Jarosław Kaczyński, to jestem przekonany że prezes PiS jako szef Rady Europejskiej byłby dużo bardziej bezradny niż poprzednik. PiS nienawidzi byłego premiera, więc będzie szukać na niego bata wszędzie i zawsze. Tusk jest nocną marą Kaczyńskiego. Psychologicznie można to zrozumieć. Politycznie to jest chore.