Rzeczpospolita: W sobotę odbył się royal wedding, książę Harry poślubił Meghan Markle. Jakie było polityczne znaczenie tej uroczystości?
Janusz Sibora: Niewątpliwie nad tym ślubem zaciążyła poprawność polityczna: śpiew gospel w kościele, duchowny z Chicago, który w mocno amerykańskim stylu wygłaszał mowę o potędze miłości. Królowa była zażenowana zachowaniem duchownego, co skwitowała – a rzadko jej się to zdarza – wzruszeniem ramion. Ale zwróciłbym uwagę na inny element tej ceremonii.
Mianowicie?
Na welonie Meghan Markle wyhaftowane zostały 53 kwiaty symbolizujące państwa należące do Wspólnoty Narodów. W sytuacji brexitu polityczne przesłanie jest oczywiste: Wielka Brytania musi dążyć do ścisłej współpracy w ramach Wspólnoty Narodów, która ma stanowić przeciwwagę dla opuszczonej UE. Oficjalne informacje wskazują, że kwiaty znalazły się na stroju na życzenie panny młodej, w co należy wątpić. Tu nic nie dzieje się przypadkiem. Przypomnę, że miesiąc temu w Londynie odbył się pierwszy od 20 lat zjazd przedstawicieli Wspólnoty Narodów, której przywódcą namaszczony został książę Karol. Pojawia się jednak pytanie, czy w chwili przygotowywania sukni odbyły się stosowne konsultacje i czy wszystkie państwa zrzeszone we Wspólnocie Narodów wyraziły na to pisemną zgodę. Wszak welon zawiera w sobie neokolonialne reminiscencje z epoki wiktoriańskiej połączone z planem reanimacji Wspólnoty Narodów.
A jeżeli nie było konsultacji?