Zgłoszony przez PiS w piątek nowy projekt ustawy o TK w dużej mierze opiera się na dawnej, latami stabilnej ustawie o Trybunale uchwalonej niemal dwie dekady temu, za rządów SLD. Oczywiście, obecna partia rządząca wprowadziła do niej kilka zmian, które mają dać jej wpływ na Trybunał. Jednak to zapisy znacznie łagodniejsze od wszystkich dotychczasowych projektów PiS dotyczących TK – a od wyborów było ich już kilka.
Ta ustawa ma jedną zasadniczą zaletę: daje szansę na odblokowanie Trybunału i publikowanie przez władzę jego orzeczeń. Co więcej, PiS daje sędziom Trybunału prawo oceny konstytucyjności tej ustawy zaraz po jej wejściu w życie. W przypadku poprzednich przepisów dotyczących TK prezes Jarosław Kaczyński nie chciał o tym słyszeć, każąc stosować je bez szemrania.
Gdyby po wyborach PiS uchwalił taką ustawę, to polityczna wojna o TK w ogóle by nie wybuchła. Byłby co najwyżej spór o trójkę sędziów wskazanych przez Platformę, których prezydent nie chce zaprzysiąc. Tego typu konflikt nie paraliżowałby państwa i nie absorbował sporej części instytucji publicznych oraz obywateli. Trybunał wszak nadal by działał, tyle że w uszczuplonym składzie, a rząd drukowałby jego orzeczenia. Dziś brzmi to jak polityczna fikcja, jako że ostatnio obserwowaliśmy w sprawie TK wojnę totalną, w której żadna ze stron nie bierze jeńców.
Składając nowy projekt ustawy o TK, prezes Kaczyński zachowuje się, jakby chciał cofnąć czas. Może uznał, że koszty konfliktu dla państwa są już zbyt poważne? Wszak właśnie wyłaniają się dwa odrębne systemy prawne. Urzędy centralne kontrolowane przez PiS oraz prokuratura orzeczeń TK nie zamierzają stosować. Za to sądownictwo oraz opozycyjne samorządy już deklarują, że będą się nimi kierować. Może jednak lider PiS chce tylko odebrać paliwo opozycji, która zamierza ściągnąć do Warszawy 7 maja tysiące demonstrantów.
Liderzy opozycji już zapowiadają, że nie pójdą na żadne kompromisy i krytykują projekt, zanim go dobrze przeczytali. Z jednej strony to konsekwencja kłopotów samej opozycji, słabej, podzielonej i bez pomysłu na podgryzanie PiS – w tej sytuacji konflikt o TK to idealne paliwo. Z drugiej strony Kaczyński już nieraz, głosząc hasła kompromisu w sprawie Trybunału, bezwzględnie opozycję ogrywał.