Korea spotyka się z Koreą

Pierwszy raz przywódca Północy wejdzie pokojowo na teren Południa. Kilka metrów.

Aktualizacja: 26.04.2018 19:42 Publikacja: 26.04.2018 18:49

Panmundżom, strefa zdemilitaryzowana, godziny przed spotkaniem przywódców. Z przodu, na swoim tereni

Panmundżom, strefa zdemilitaryzowana, godziny przed spotkaniem przywódców. Z przodu, na swoim terenie, żołnierze Południa, dalej, na swoim, Północy.

Foto: AFP

Na granicy obu państw koreańskich, w Panmundżomie, spotykają się po raz pierwszy ich przywódcy. Poprzednio ojciec Kim Dzong Una dwukrotnie gościł południowokoreańskich prezydentów w swojej stolicy Pjongjangu (w 2000 i 2007). A jego dziadek – jako jedyny z komunistycznej dynastii – był na Południu, w 1950 roku podczas wojny. Ale musiał uciekać stamtąd przed amerykańskimi żołnierzami.

Teraz trzeci z Kimów przekroczy linię demarkacyjną w Panmundżomie, by już na Południu prowadzić rozmowy z liderem Seulu.

Znikająca góra

W czwartek po południu gospodarze urządzili próbę generalną spotkania, podczas której obu przywódców odgrywali aktorzy z Seulu. Mimo że podczas niej odtwarzano nawet wspólne sadzenie sosny „pojednania i pokoju", nadal nie wiadomo było, o czym będą rozmawiać prawdziwi liderzy. Eksperci ostrożnie sugerowali, że najważniejsze będą zmniejszenie napięcia na Półwyspie i jego denuklearyzacja – co w praktyce oznacza jednostronną rezygnację przez Kima z broni atomowej.

Nim się ono zaczęło, obie strony wykonały gesty dobrej woli. Władze Południa kazały wyłączyć ogromne głośniki rozmieszczone wzdłuż granicy, przez które nadawano audycje propagandowe. Kim zaś w zeszłą niedzielę nakazał wstrzymanie prac nad bronią atomową i pociskami rakietowymi.

Eksperci amerykańscy i chińscy sądzą, że lider komunistów skłonny jest obecnie do kompromisów w sprawie swego programu nuklearnego z powodu katastrofy, jaka miała go spotkać. Jesienią ubiegłego roku na Północy dokonano ostatniego testu atomowego. Po kilku miesiącach na zdjęciach satelitarnych zauważono, że zawalił się rejon góry Mantap na północy kraju. W jej wnętrzu znajdowały się północnokoreańskie instalacje atomowe, a obok – poligon, na którym dokonano pięciu z sześciu ostatnich prób atomowych Kima. Teraz nie nadaje się nawet do naprawy.

Za to sąsiedni Pekin zaczyna okazywać rosnące oznaki zdenerwowania. Zniszczona góra i poligon Kima znajdują się 75 kilometrów od chińskiego miasta Baishan, w którym mieszka 1,2 mln ludzi, być może teraz grozi mu skażenie.

Trzecim i chyba najmniej kontrowersyjnym tematem rozmów na granicy koreańsko-koreańskiej jest rozpoczęcie negocjacji nad traktatem pokojowym między Pjongjangiem i Seulem. Od czasu bowiem, gdy dziadek Kima był na Południu na czele komunistycznych oddziałów, oba państwa formalnie pozostają w stanie wojny, przerwanej jedynie w 1953 roku zawieszeniem broni.

Na formalne zakończenie wojny czeka też ok. 60 tys. koreańskich rodzin rozdzielonych przez nią.

Niewłaściwy deser

– To będzie bardzo dobre spotkanie – dla obu polityków. Ale nie wiadomo, czy przyniesie jakieś rezultaty – powiedział jeden z ekspertów z Seulu. Dla prezydenta Moon Jae-ina będzie potwierdzeniem jego polityki rozmów z Pjongjangiem. – Dla Kima zaś to cena, jaką musi zapłacić za to, by odbyło się jego spotkanie z prezydentem Trumpem. To drugie wyniesie go na polityczne szczyty, na jakich nie był jego dziadek i ojciec – sądzi ekspert Ewan Graham.

Głównym zaś tematem planowanego na czerwiec spotkania z amerykańskim prezydentem będzie broń atomowa Kima. – Wątpliwe, by on naprawdę chciał ją oddać, a zresztą nikt z zewnątrz nie wie, ile jej jest i gdzie ją schowano – sądzi jeden z Amerykanów. Jednak ostatnio lider komunistów wydaje się iść na ustępstwa. Według prezydenta Moon Jae-ina przestał nawet domagać się, by wraz z jego rozbrojeniem z Południa wycofały się amerykańskie oddziały.

Ale Waszyngton nie jest jedynym zainteresowanym rozmowami w Panmundżomie. Również Pekin chciałby wiedzieć, co się tam dzieje, obawiając się, by po sześciu dekadach uzależnienia Pjongjang nie odwrócił się od niego, wybierając USA. Także w Tokio obserwują rozmowy dwóch Koreańczyków. Japonia z kolei obawia się, że może być ceną, jaką USA zapłacą za porozumienie z Kimem. W zamian bowiem za rezygnację przez komunistów z rakiet balistycznych (które ich zdaniem mogą już osiągać terytorium USA) Waszyngton mógłby zgodzić się na zachowanie przez nich rakiet średniego zasięgu – a te dolatują do Japonii.

Tokio już zaznaczyło swoją obecność w Panmundżomie, nie zgadzając się na zaplanowany deser obu koreańskich liderów. Mieli bowiem zjeść mus z mango podany na niewielkim waflu z mapą całego Półwyspu. Ale na mapie były zaznaczone wyspy, o których przynależność spierają się Seul i Pjongjang – ale do których pretensje rości sobie też Tokio.

Na granicy obu państw koreańskich, w Panmundżomie, spotykają się po raz pierwszy ich przywódcy. Poprzednio ojciec Kim Dzong Una dwukrotnie gościł południowokoreańskich prezydentów w swojej stolicy Pjongjangu (w 2000 i 2007). A jego dziadek – jako jedyny z komunistycznej dynastii – był na Południu, w 1950 roku podczas wojny. Ale musiał uciekać stamtąd przed amerykańskimi żołnierzami.

Teraz trzeci z Kimów przekroczy linię demarkacyjną w Panmundżomie, by już na Południu prowadzić rozmowy z liderem Seulu.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
W USA trwają antyizraelskie protesty na uczelniach. Spiker Johnson wybuczany
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami
Polityka
Łukaszenko oskarża Zachód o próbę wciągnięcia Białorusi w wojnę
Polityka
Związki z Pekinem, Moskwą, nazistowskie hasła. Mnożą się problemy AfD