Tylko 37 proc. Polaków przeczytało w ubiegłym roku choć jedną książkę. To najgorszy wynik od lat. Jeszcze w 2006 r. było to 50 proc. Choć Polska znajduje się w czytelniczym ogonie Europy, Sejm odrzucił właśnie propozycję, która miała na celu wstrzymanie zapaści na rynku księgarskim.
W czwartek Komisja Petycji wstrzymała pismo w sprawie ustanowienia jednolitej ceny książki. Petycję skierowała prywatna osoba, jednak pomysł jest znany od lat. O wprowadzenie jednolitych cen zabiega od 2013 r. Polska Izba Książki.
Propozycja polega na tym, że każda książka w ciągu roku od premiery kosztowałaby tyle samo – czy jest sprzedawana w księgarni, sklepie internetowym czy hipermarkecie. Rabaty mogłyby być oferowane podczas targów książki oraz przy sprzedaży do bibliotek.
W jaki sposób miałoby to poprawić czytelnictwo? Zdaniem izby, aby ludzie czytali, potrzebne są małe księgarnie, zwłaszcza poza dużymi miastami. A obecnie masowo upadają. W ciągu pięciu lat ich liczba zmniejszyła się z 2,5 do 1,8 tys. Jest ich w Polsce 0,48 na 10 tys. mieszkańców, a np. we Francji, która prowadzi politykę wspierania takiej działalności – 1,69.
– Również w Polsce księgarnie powinny stać się instytucjami kultury, którymi opiekuje się państwo. Jednak żeby pomoc była sensowna, najpierw muszą mieć takie same szanse jak duże sieci – mówi prezes Polskiej Izby Książki Włodzimierz Albin. Wyjaśnia, że ceny książek są sztucznie zawyżane, by już od dnia premiery mogły być rabatowane przez dużych dystrybutorów. – Na taki marketing nie stać małych księgarń – dodaje.