Fala represji na Białorusi nasila się. Opozycjonistom postawiono zarzuty kryminalne, rozbito biura niezależnej telewizji Biełsat, rozpoczęto proces likwidacji polskich szkół. Tymczasem rządzący od prawie ćwierćwiecza prezydent świętuje „Dzień zjednoczenia narodów Białorusi i Rosji" i przygotowuje się do spotkania z Władimirem Putinem. Wszystko wskazuje na to, że władzom w Mińsku już nie zależy na ociepleniu relacji z Zachodem, w tym również z Polską.
Powrót do sankcji
W aresztach KGB wciąż znajduje się ponad 20 opozycjonistów, historyków i działaczy społecznych. Dziesięciu z nich już postawiono zarzuty kryminalne i oskarżono o „szkolenie osób do masowych zamieszek". Według białoruskiego prawa grożą im nawet trzy lata więzienia. – To absurdalne zarzuty, ponieważ oskarżeni są o przygotowywanie masowych zamieszek, których nie było. Wiemy, że KGB nie ma na razie żadnych dowodów, by postawić kogokolwiek z nich przed sądem – mówi „Rzeczpospolitej" Nasta Lojka z mińskiego Centrum Obrony Praw Człowieka Wiosna.
Wśród aresztowanych są m.in. członkowie legalnie działającego w Bobrujsku sportowego klubu Patriota, działacze młodzieżowego opozycyjnego Młodego Frontu, kilku historyków, a nawet malarz. W zeszłym tygodniu KGB zatrzymało dwie kolejne osoby. Jeden to pracownik naukowy Narodowego Muzeum Historycznego, drugi – doktorant, zajmujący się historią Wielkiego Księstwa Litewskiego.
O sytuacji na Białorusi w najbliższy czwartek będą rozmawiać w Parlamencie Europejskim. – Unia Europejska nie może pozwolić na nakręcanie spirali represji. Użyjemy wszystkich sił i środków, aby przekonać o tym pana Łukaszenkę – mówi „Rzeczpospolitej" Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. – Być może skończy się tym, że wrócimy do tworzenia czarnej listy osób zaangażowanych w tłumienie opozycji, m.in. funkcjonariuszy służb i struktur siłowych. Chodzi o zakaz wjazdu do UE. Dla tych ludzi i ich rodzin, którzy lubią spędzać zimowe wakacje we Włoszech, a letnie we Francji, może to być duża dolegliwość – dodaje.
Zemsta służb
To dzięki działaczom Młodego Frontu w Kuropatach, miejscu, gdzie w stalinowskich czasach rozstrzelano tysiące ludzi, nie powstało centrum biznesowe. Pod koniec lutego rozpoczęli akcję, dzięki której budowa została wstrzymana. O sprawie zrobiło się głośno, a Aleksander Łukaszenko nawet polecił wybudować tam memoriał. Zapowiedział, że „pomnik nie będzie olbrzymi" i że prawdopodobnie chodzi o budowę kaplicy. – To jest sukces obrońców Kuropat oraz tych, którzy przez te wszystkie lata opiekowali się tym miejscem – mówi „Rz" białoruski historyk Ihar Mielnikau.