Włochy: Europa w trwodze, populiści u bram

Już w piątek Ruch Pięciu Gwiazd i Liga mogą porozumieć się w sprawie obsadzenia stanowisk w parlamencie. Koszmar Brukseli nabiera kształtów.

Aktualizacja: 24.03.2018 10:41 Publikacja: 22.03.2018 18:12

Luigi Di Maio, lider Ruchu Pięciu Gwiazd

Luigi Di Maio, lider Ruchu Pięciu Gwiazd

Foto: AFP

Przed wyborami 4 marca Luigi Di Maio (Ruch Pięciu Gwiazd) i Matteo Salvini (Liga) wyzywali się od najgorszych. Ale arytmetyka parlamentarna jest bezwzględna. Ani Ruch z 33 proc. głosów, ani centroprawicowa koalicja (37 proc.), w skład której wchodzi Liga, nie są w stanie utworzyć większościowego rządu. I nagle odkrywają, że łączy ich całkiem sporo: sceptycyzm wobec Unii i euro (choć oba ugrupowania zarzuciły plan wyjścia z unii walutowej), rozbudowa zabezpieczeń socjalnych, zaostrzenie warunków przyjmowania uchodźców i ograniczenie podatków.

– Di Maio próbował utworzyć koalicję z lewicową Partią Demokratyczną, która do tej pory rządziła Włochami, ale 4 marca poniosła spektakularną klęskę (23 proc.). Jednak Matteo Renzi uznał, że nie może podjąć współpracy z ugrupowaniem, które jest przeciwne Unii. Dodatkowo Ruch Pięciu Gwiazd sprzeciwiał się w parlamencie w minionych pięciu latach wszystkim reformom Partii Demokratycznej, w tym cywilizacyjnym jak legalizacja małżeństw homoseksualnych. Renzi woli, aby partie populistyczne utworzyły rząd i skompromitowały się, bo to stworzy szansę na powrót lewicy do władzy – mówi „Rz" Eleonora Poli, specjalistka od włoskiej polityki w Instytucie Spraw Międzynarodowych (IAI) w Rzymie.

Pierwszym sygnałem jest zapowiedź współpracy Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd dla obsadzenia ważnych stanowisko w parlamencie. Przewodniczącym Senatu miałby zostać polityk tego pierwszego ugrupowania, izby deputowanej – tego drugiego. – Ruch Pięciu Gwiazd i Liga stały się głównymi graczami na włoskiej scenie politycznej i rozmowy o stanowiskach parlamentarnych to pokazują – mówi Giovanni Orsina, wykładowca na Luiss University w Rzymie. To jego zdaniem będzie wstępem do utworzenia przez oba ugrupowania rządu. Tak, jakby we Francji gabinet został powołany przez Marine Le Pen (Front Narodowy) i Jean-Luca Melenchona (skrajna lewica).

Wszystko to coraz bardziej niepokoi Silvia Berluscioniego, ale nie z powodu losu, jaki spotka Włochy, tylko co stanie się z nim samym. 81-letni polityk miał nadzieję, że jego Forza Italia (14 proc. głosów) wyjdzie z wyborów z większym poparciem niż Liga (17 proc.). Stało się inaczej i to skrajnie prawicowy Matteo Salvini prowadzi teraz negocjacje w imieniu całego sojuszu wyborczego. Na początku tygodnia „La Repubblica" ujawniła, że Berlusconi „nie ma już nic przeciw" powołaniu koalicji z lewicowym przecież, populistycznym Ruchem Pięciu Gwiazd. Problem jednak w tym, że nikt tam nie będzie chciał miliardera.

– Berlusconi i jego towarzysze są utożsamiani z korupcją, którą od początku zwalczał Ruch Pięciu Gwiazd. Di Maio obawia się więc, że jeśli wejdzie z nim w alians, zostanie okrzyknięty „zdrajcą" przez szeregowych członków ugrupowania. Do budowy większości parlamentarnej nie potrzebuje zresztą Forza Italia, bo Ruch Pięciu Gwiazd z Ligą mają po temu wystarczającą liczbę deputowanych – zapewnia Eleonora Poli. Jej zdaniem taki sojusz jest dziś najbardziej prawdopodobnym, choć wcale nie radosnym scenariuszem na przyszłość.

– Salvini zdradzi Berlusconiego, bo to unikalny moment w jego życiu: choć był do tej pory politykiem regionalnym, może zostać faktycznym przywódcą włoskiej prawicy. Po jego stronie jest też biologia: Berlusconi jest za stary, aby czekać na następne wybory – uważa ekspertka IAI. Jej zdaniem na czele nowej koalicji stanie łatwy do manipulowania, „techniczny" premier, bo ani Di Maio się nie zgodzi, aby szefem rządu został Salvini, ani Salvini nie przystanie na to, aby został nim Di Maio.

Odsunięcie od tworzenia rządu Forza Italia niepokoi i Brukselę, i rynki finansowe, bo to jedyne proeuropejskie, umiarkowane ugrupowanie na prawicy. Program populistów może zaś doprowadzić do eksplozji budżetu kraju, którego dług sięga już 2,3 bln euro.

– Będą starali się wprowadzić tylko jeden z punktów programu, np. podatek liniowy albo powszechne świadczenia dla bezrobotnych. Więcej doprowadziłoby do paniki na rynkach finansowych. W tym czasie Włochy będą jednak wykluczone z poważnych negocjacji z Brukseli – mówi Eleonora Poli.

Szanse na stabilny rząd Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd są jednak niewielkie. Za dużo jest sprzeczności między oboma ugrupowaniami. Pierwsze reprezentuje sfrustrowaną klasę średnią z północy, bastionem drugiego jest Mezzogiorno, bezrobotni i skromnie żyjący Włosi oczekujący większej opieki państwa. Dlatego całkiem możliwe, że po zmianie ordynacji wyborczej tak, aby ugrupowanie, które wygra wybory, mogło samodzielnie rządzić, koalicja się rozpadnie. Di Maio czy Salvini – kto na tym ostatecznie skorzysta? Nie wiadomo.

Przed wyborami 4 marca Luigi Di Maio (Ruch Pięciu Gwiazd) i Matteo Salvini (Liga) wyzywali się od najgorszych. Ale arytmetyka parlamentarna jest bezwzględna. Ani Ruch z 33 proc. głosów, ani centroprawicowa koalicja (37 proc.), w skład której wchodzi Liga, nie są w stanie utworzyć większościowego rządu. I nagle odkrywają, że łączy ich całkiem sporo: sceptycyzm wobec Unii i euro (choć oba ugrupowania zarzuciły plan wyjścia z unii walutowej), rozbudowa zabezpieczeń socjalnych, zaostrzenie warunków przyjmowania uchodźców i ograniczenie podatków.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Węgierska armia rusza do Czadu. W tle afrykańskie interesy Putina
Polityka
Rzym i Madryt jadą na gapę. Włochy i Hiszpania w ogonie państw NATO
Polityka
Unia Europejska zawiera umowy z autokratami. Co z prawami człowieka?
Polityka
Gęstnieją chmury nad Dniestrem. W Naddniestrzu i Gagauzji rosną tendencje separatystyczne
Polityka
Milczący protest czy walka zbrojna? Rosyjska opozycja podzielona