Przed wyborami 4 marca Luigi Di Maio (Ruch Pięciu Gwiazd) i Matteo Salvini (Liga) wyzywali się od najgorszych. Ale arytmetyka parlamentarna jest bezwzględna. Ani Ruch z 33 proc. głosów, ani centroprawicowa koalicja (37 proc.), w skład której wchodzi Liga, nie są w stanie utworzyć większościowego rządu. I nagle odkrywają, że łączy ich całkiem sporo: sceptycyzm wobec Unii i euro (choć oba ugrupowania zarzuciły plan wyjścia z unii walutowej), rozbudowa zabezpieczeń socjalnych, zaostrzenie warunków przyjmowania uchodźców i ograniczenie podatków.
– Di Maio próbował utworzyć koalicję z lewicową Partią Demokratyczną, która do tej pory rządziła Włochami, ale 4 marca poniosła spektakularną klęskę (23 proc.). Jednak Matteo Renzi uznał, że nie może podjąć współpracy z ugrupowaniem, które jest przeciwne Unii. Dodatkowo Ruch Pięciu Gwiazd sprzeciwiał się w parlamencie w minionych pięciu latach wszystkim reformom Partii Demokratycznej, w tym cywilizacyjnym jak legalizacja małżeństw homoseksualnych. Renzi woli, aby partie populistyczne utworzyły rząd i skompromitowały się, bo to stworzy szansę na powrót lewicy do władzy – mówi „Rz" Eleonora Poli, specjalistka od włoskiej polityki w Instytucie Spraw Międzynarodowych (IAI) w Rzymie.
Pierwszym sygnałem jest zapowiedź współpracy Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd dla obsadzenia ważnych stanowisko w parlamencie. Przewodniczącym Senatu miałby zostać polityk tego pierwszego ugrupowania, izby deputowanej – tego drugiego. – Ruch Pięciu Gwiazd i Liga stały się głównymi graczami na włoskiej scenie politycznej i rozmowy o stanowiskach parlamentarnych to pokazują – mówi Giovanni Orsina, wykładowca na Luiss University w Rzymie. To jego zdaniem będzie wstępem do utworzenia przez oba ugrupowania rządu. Tak, jakby we Francji gabinet został powołany przez Marine Le Pen (Front Narodowy) i Jean-Luca Melenchona (skrajna lewica).
Wszystko to coraz bardziej niepokoi Silvia Berluscioniego, ale nie z powodu losu, jaki spotka Włochy, tylko co stanie się z nim samym. 81-letni polityk miał nadzieję, że jego Forza Italia (14 proc. głosów) wyjdzie z wyborów z większym poparciem niż Liga (17 proc.). Stało się inaczej i to skrajnie prawicowy Matteo Salvini prowadzi teraz negocjacje w imieniu całego sojuszu wyborczego. Na początku tygodnia „La Repubblica" ujawniła, że Berlusconi „nie ma już nic przeciw" powołaniu koalicji z lewicowym przecież, populistycznym Ruchem Pięciu Gwiazd. Problem jednak w tym, że nikt tam nie będzie chciał miliardera.
– Berlusconi i jego towarzysze są utożsamiani z korupcją, którą od początku zwalczał Ruch Pięciu Gwiazd. Di Maio obawia się więc, że jeśli wejdzie z nim w alians, zostanie okrzyknięty „zdrajcą" przez szeregowych członków ugrupowania. Do budowy większości parlamentarnej nie potrzebuje zresztą Forza Italia, bo Ruch Pięciu Gwiazd z Ligą mają po temu wystarczającą liczbę deputowanych – zapewnia Eleonora Poli. Jej zdaniem taki sojusz jest dziś najbardziej prawdopodobnym, choć wcale nie radosnym scenariuszem na przyszłość.