Przebywający obecnie na urlopie Bartłomiej Misiewicz to bez wątpienia najsłynniejszy z członków gabinetów politycznych w rządzie PiS. Choć ma dopiero 26 lat, uzyskał status szarej eminencji w MON. Osób na podobnych stanowiskach jest w rządzie niemal setka. Na tyle liczebność gabinetów politycznych szacuje „Super Express".
To często młodzi ludzie, którzy m.in. prowadzą kalendarze ministrów i pomagają im w kontaktach z pracownikami resortów. Choć ich działalność od lat budzi kontrowersje, mogą być spokojni o swoje zatrudnienie. Sejmowa podkomisja zdecydowała w czwartek o wyrzuceniu do kosza projektu likwidującego gabinety polityczne.
Projekt wniósł Klub Kukiz'15. Przewidywał nie tylko likwidację gabinetów w rządzie, ale też stanowisk doradców i asystentów w samorządach. O tym, że projekt nie jest bez szans, pisaliśmy pod koniec stycznia.
PiS zgłosiło wtedy poprawkę przewidującą, że zlikwidowane zostaną tylko stanowiskach w samorządach. Jednak szef podkomisji Tomasz Jaskóła z Kukiz'15 przekonywał nas, że partia rządząca może jeszcze zmienić zdanie i przyjąć cały projekt. Przypominał, że szefowa KPRM Beata Kempa zapowiadała przed rokiem stopniową likwidację gabinetów w rządzie.
Podczas czwartkowego posiedzenia podkomisji wniosek o odrzucenie projektu w całości poparły jednak wszystkie kluby z wyjątkiem Kukiz'15. Zgłosiła go Małgorzata Pępek z PO. – Posłowie nie byli zdziwieni, że pojawił się taki wniosek. Wyglądało to, jakby wcześniej umówili się co do losów tego projektu – relacjonuje Tomasz Jaskóła.