Profesor Liberadzki pytany, jak głosował w sprawie Ryszarda Czarneckiego, odpowiedział że głosowanie było tajne i nie powinno się o tym publicznie wypowiadać. - My mamy taki zwyczaj, że generalnie Polacy popierają Polaków, dlatego że to leży w naszym interesie – dodał.
Gość naszego programu powiedział, że europoseł PiS przekroczył stosowną granicę w krytyce Róży Thun. - Wiceprzewodniczącemu wolno mniej. (...) Osoba na tym stanowisku musi zawsze się liczyć z tym, że występuję niejako w zastępstwie przewodniczącego. Jest tym stygmatyzowany – powiedział.
Jacek Nizinkiewicz przypomniał, że słowa Czarneckiego padły poza Parlamentem Europejskim i nie dotyczyły spraw wewnętrznych tej instytucji. Według prowadzącego to jest precedens, że europoseł został tak dotkliwie ukarany. - Poza PE zdarzały się politykom w przeszłości różne incydenty i ponosili konsekwencje za swoje zachowanie. (...) Można było tego uniknąć. Były rozmowy z przewodniczącym Tajanim w tej sprawie – stwierdził.
- Mógłby użyć formuły, która by pokazała że jest gotowy zrobić pół kroku wstecz. (...) Ryszard Czarnecki - z całym szacunkiem - jest wielką postacią, ale Polską to on nie jest, nie jest nawet PiS-em. Jest po prostu Ryszardem Czarneckim, wybitnym posłem PiS – podkreślił.
Pytany, czy są przepisy prawne, które umożliwiły pozbawienie funkcji wiceprzewodniczącego PE, profesor odpowiedział, że nie ma przepisów mówiących o odwołaniu z tej funkcji "za słowo" spoza PE. - Jest przepis art. 21 który mówi, że można kogoś odwołać w przypadku szczególnego, rażącego naruszenia zasad parlamentaryzmu i zachowań – podkreślił Liberadzki.