Centralna Komisja Wyborcza Rosji (CIK) poinformowała, że Władimir Putin zebrał ponad 400 mln rubli (równowartość 24 mln złotych). Rachunek prezydenta, który został otwarty zaledwie dwa tygodnie temu, został wypełniony po brzegi. Więcej „darowizn" Putin przyjmować już nie może, ponieważ uzbierał wyznaczoną przez prawo maksymalną kwotę.
Ale chętnych do wsparcia jego kampanii nie brakuje. Największy przelew w wysokości 28 mln rubli (ok. 1,7 mln złotych) zrobiła partia Jedna Rosja, mimo że w wyborach rosyjski przywódca startuje jako „kandydat niezależny". Reszta środków pochodzi przeważnie od powiązanych z Kremlem rozmaitych fundacji i firm.
– Prosimy się nie obrażać i wykorzystać inne możliwości wsparcia naszego kandydata, takie jak np. zbiórka podpisów. Oczywiście prosimy przyjść do lokali wyborczych 18 marca i zagłosować – zwróciła się do zwolenników Putina Natalia Orłowa, która zajmuje się finansami kampanii wyborczej prezydenta.
W porównaniu jednak z poprzednimi wyborami prezydenckimi w USA, które kosztowały prawie 2 mld dolarów, wybory Putina wyglądają na bardzo tanie.
– Fundusz wyborczy nie gra w Rosji żadnej roli. Putin w swoich rękach ma władzę absolutną. Cały aparat władz państwowych i regionalnych będzie pracował dla niego za darmo. Chętni biznesmeni ustawiają się w kolejce, by sponsorować jego kampanię, a już Kreml wybiera najbardziej godnych – mówi „Rzeczpospolitej" Gleb Pawłowski, były doradca Kremla. – Wyborów w Rosji nie ma. Większość kandydatów mianują władze, by upozorować wyścig wyborczy. Ci z kolei na wszelkie sposoby chcą zwrócić na siebie uwagę Putina, traktują udział w wyborach jako szansę na awans – dodaje.