#RZECZoPOLITYCE Magdalena Ogórek: W kneblowaniu antysemityzmem świetna była Czerska

Szafowanie antysemityzmem zaczęło się już bardzo dawno. Czerska robiła to świetnie. Gdy ktoś był niewygodny, natychmiast kneblowano mu usta pojęciem antysemity - mówiła Magdalena Ogórek, historyk, dr nauk humanistycznych w programie #RZECZoPOLITYCE

Aktualizacja: 21.03.2018 12:17 Publikacja: 21.03.2018 10:35

#RZECZoPOLITYCE Magdalena Ogórek: W kneblowaniu antysemityzmem świetna była Czerska

Foto: rp.pl

Pani doktor, czy pani ma problem z Żydami? - rozpoczął rozmowę Jacek Nizinkiewicz, gospodarz programu. - Jest afera, którą pani wywołała, pytając Marka Borowskiego, dlaczego zmienił nazwisko. Ten tweet znalazł się w Muzeum POLIN jako przykład antysemityzmu.

Ogórek tłumaczyła, że według badań prezentowanych w Muzeum POLIN i sam pytający, i Polacy generalnie są antysemitami, a samo Muzeum lansuje pojęcie antysemityzmu wtórnego. - Ma on polegać na tym, że sam pan sobie nie uświadamia, że jest pan antysemitą. Stamtąd właśnie Polacy się dowiedzą, że nimi są - tłumaczyła.

Magdalena Ogórek stwierdziła, że całą sytuację z Muzeum POLIN "przyjęła z dużym bólem".

- Kto jak kto, ale ja jestem znana z tego, że zawsze byłam promotorem kultury żydowskiej i wszędzie, gdzie byłam - a robię to nadal, np. na wieczorach autorskich związanych z moją książką - powtarzam, jak ważne jest to, byśmy pamiętali, że byliśmy współbraćmi w cierpieniu i do narodu żydowskiego należy podchodzić z jak najwyższym szacunkiem. Po tym, gdy napisałam ten tweet i w mediach liberalnych zaczęły się ukazywać sugestie, że mógł to być wyraz antysemityzmu - złapałam się za głowę - mówiła.

Ogórek stwierdziła, że sam Marek Borowski, którego wpis dotyczył, odpowiedział jej "knajackim jak na senatora językiem", że tweet jest "pukaniem w dno od spodu". - O antysemityzmie nie było tam słowa - zapewniła.

Publicystka stwierdziła, że patrząc na to, co się dzieje "wokół jej kolegów dziennikarzy z TVP Info" ma wrażenie, że każdy pretekst jest dobry, aby wykluczyć z przestrzeni publicznej osobę, której ludzie chcą słuchać.

-  Przyjmuje to z pokorą, ciesze się  i bardzo widzom dziękuję. A szafowanie antysemityzmem zaczęło się już bardzo dawno. Czerska robiła to świetnie. Gdy ktoś był niewygodny, natychmiast kneblowano mu usta pojęciem antysemity. Wszyscy wiemy świetnie, że takie określenie wobec człowieka jest potworne - jeśli pada na podatny grunt, człowieka natychmiast otacza infamia.

Ogórek stwierdziła, że mimo iż media liberalne po jej wpisie "przyjęły taki dyskurs, że może jest to przejaw antysemityzmu",  to jednak "cała rzesza Polaków natychmiast ruszyła z odsieczą". - Pisali ludzie masowo: chwileczkę, gdzie tu jest pytanie o pochodzenie? Bo w tweecie o przeszłości Marka Borowskiego pytania o pochodzenie nie ma. Nie odpowiadam za czyjeś kalki.

Magdalena Ogórek tłumaczyła, że pisząc tweet zareagowała na wypowiedź Marka Borowskiego, w której pouczał on Jarosława Gowina na  temat kręgosłupa moralnego. - kto jak kto, ale senator Marek Borowski takim pouczaniem powinien szafować bardzo ostrożnie. Bo jako senator nie wyraził się jednoznacznie w sposób potępiający o przeszłości swojego ojca. A jego historia jest doskonale znana. Jeżeli ojciec, który w czasach stalinowskich reprezentował te struktury, które o żołnierzach wyklętych mówiły to, co mówiły, a na Rakowieckiej z żołnierzami wyklętymi działo się to, co się działo, a Marek Borowski jako senator wolnej Polski korzysta z beneficjów, o które tamci żołnierze walczyli - to przede wszystkim powinien jednoznacznie potępić przeszłość swojego ojca - mówiła Ogórek.

Ogórek zgodziła się z uwagą prowadzącego, że dzieci nie mogą odpowiadać za czyny swoich rodziców. Stwierdziła jednak, że jeżeli się tamtych czasów nie potępi i je relatywizuje, "to prawo do pouczania o kręgosłupie moralnym w przestrzeni publicznej taka osoba ma jednak mniejsze".

- Moje pytanie do marka Borowskiego było właśnie o ten kręgosłup, a to, że ktos dostrzegł tam pytanie o pochodzenie, to proszę wybaczyć, ale za kalki nie odpowiadam - powtórzyła Ogórek.

Prowadzący zauważył, że to Magdalena Ogórek mogłaby być posądzana o brak kręgosłupa moralnego, skoro w wyborach prezydenckich reprezentowała środowisko postkomunistyczne.
Ogórek podziękowała za to pytanie.

- Z całym szacunkiem, ale trzeba było przeczytać mój program. Większość dziennikarzy tego nie zrobiła - zauważyła publicystka.

Przypomniała, że to Andrzej Stankiewicz, wówczas dziennikarz "Rzeczpospolitej", jako pierwszy zauważył, że jej program nie ma nic wspólnego z lewicą. - Nie było żadną tajemnicą, że moje porozumienie z Leszkiem Millerem polegało na tym, że ja występuję jako kandydatka niezależna i jeżeli SLD chce poprzeć tę kandydaturę, to ją poprze - mówiła. - Nigdy nie byłam kandydatką SLD. SLD popierało mnie jako kandydatkę niezależną.

Na pytanie, czy nie miała dyskomfortu spowodowanego popieraniem jej przez komunistów, ludzi z partii, która jest kontynuatorką PZPR, Ogórek stwierdziła, że miała "bardzo wiele wątpliwości i przemyśleń".

- To był długi proces, zanim przyjęłam te propozycję, ale uznałam, że to moja jedyna szansa, bo może drugiej nie dostanę, by przedstawić Polakom mój program wyborczy. I jeżeli on będzie zgodny ze mną, jeśli będę twardo broniła swojego zdania, co robię do tej pory, to mogę tak postąpić - mówiła Ogórek dodając, że nie powinno się żałować żadnej decyzji politycznej, bo każda czegoś uczy i każda coś daje. - Do końca broniłam swojego statusu osoby niezależnej i myślę, że mi się to udało.  

Ogórek stwierdziła, że tak jak obecnie SLD dystansuje się od niej, tak ona dystansowała się od SLD w kampanii, bo Sojusz złamał wszystkie ustalenia kampanii, do których się zobowiązał. Na temat startu w wyborach rozmawiała wyłącznie z Leszkiem Millerem i nie było to środowisko, z którym była zaprzyjaźniona.

Jacek Nizinkiewicz spytał Magdalenę Ogórek o kręgosłup moralny osoby, która, choć nie była częścią SLD, to poprzez start w wyborach prezydenckich pod jej szyldem była z nim utożsamiana, a obecnie jest blisko PiS.

- Jestem dziennikarzem telewizji publicznej i swoją pracę wykonuje rzetelnie, czego potwierdzenie znajduje w opiniach widzów -  stwierdziła Ogórek. Potwierdziła, że uważa Jarosława Kaczyńskiego za wybitnego stratega i jest to rzeczywiście wybitny polityk.

Magdalena Ogórek przypomniała założenia swojego programu: - Jako pierwsza mówiłam, że z powodu kradzieży i oszustw na VAT wycieka mnóstw publicznych środków, jako pierwsza mówiłam - z najwyższym szacunkiem dla Antoniego Macierewicza - o konieczności powołania wojsk obrony terytorialnej, jako pierwsza mówiłam o wymiarze niesprawiedliwości, w którym niedoedukowani sędziowie zasiadają do rozpatrywania spraw, o których nie mają zielonego pojęcia... Czy ja mam temu programowi teraz zaprzeczyć? Kiedy ukonstytuował się nowy rząd i zaczął wcielać to w życie, napisałam kilka tweetów, że jest mi bardzo miło, bo to znaczy, że moje postulaty były ważne dla Polski.

Rozmowa wróciła do Muzeum POLIN. Jacek Nizinkiewicz spytał, czy Ogórek przjmie zaproszenie dyrektora Dariusza Stoli, który zaoferował, że osobiście oprowadzi po POLIN Magdalenę Ogórek.

 Dziennikarka stwierdziła jednak, że to ona mogłaby dyrektora oprowadzić, ponieważ muzeum zna świetnie i swoje kilkuletnie wówczas dziecko oprowadzała po nim, gdy były w nim jeszcze gołe ściany. - Jako historyk i jako Polka mam obowiązek wziąć rodzinę do tego muzeum i uczyć, że Żydzi i Polacy jako narody pięknie współegzystowały przez wiele wieków. Nie muszę chodzić na wystawę, która jest tendencyjna i niesprawiedliwa, i która robi z Polaków antysemitów. Nie ma na to mojej zgody.

Dodała, że nie ma za co przepraszać Marka Borowskiego. - Uważam, że mam prawo zadać każde pytanie. Chętnie przyjmę przeprosiny Marka Borowskiego za ten język, który później zastosował, bo używanie takich słów, jakich użył wobec mnie Marek Borowski, wobec jakiejkolwiek osoby, zasługuje na przeprosiny.

Na zakończenie Ogórek stwierdziła, że "nigdy w życiu" nie wyjdzie na ulice w proteście, jaki planowany jest na piątek przeciwko zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. - Panie feministki w żadnym stopniu mnie nie reprezentują. Mam tylko nadzieję, że nie dojdzie do kolejnej dezinformacji. Kobiety wielokrotnie były prowokowane do wyjścia na ulice poprzez dezinformację medialną, tak zwanym fake newsem. Jestem mamą, zawsze będę za tym, żeby ze wszystkich sił chronić życie poczęte, a takie dzieci powinny mieć szanse na leczenie. Nikt oprócz kobiety ciężko chorej na raka, która właśnie dowiaduje się, że jest w ciąży, nie wie, jak trudną decyzję musi podjąć. To jest jej prywatna sprawa. Ale należy ze wszystkich sił ją zachęcać i zrobić wszystko, żeby mogła to dziecko urodzić. I żeby ta decyzja nie była obarczona konsekwencjami psychologicznymi,  bo doskonale wiemy, co zresztą wynika z badań, że wiele kobiet po aborcji, zwłaszcza dokonanej w podziemiu, boryka się z ogromnymi traumami. I o tym trzeba kobietom mówić.

Ogórek stwierdziła, że być może protestujące kobiety "nie do końca zdają sobie sprawę z tego co głoszą", bo gdy czyta niektóre hasła niesione podczas takich demonstracji ma wrażenie, że ma do czynienia z polityczną hucpą. - Mam wrażenie że to nie kobiety, które chcą wypowiedzieć własne zdanie, tylko garść prowokatorów, zebrana i ustawiona. Na Twitterze nazywamy to "trollingiem". Tutaj często mam wrażenie, że to przygotowana prowokacja, żeby tylko uderzyć w rząd.

Na pytanie, czy szanuje kobiety, które w piątek wyjdą na ulice, Ogórek odpowiedziała, że szanuje wszystkie kobiety i ich odmienne zdanie, ale zaapelowała o to, by uszanować miejsca związane z Kościołem. - Wszyscy mamy prawo wyrażać własne zdanie, ale trzymajmy się norm kultury.

Pani doktor, czy pani ma problem z Żydami? - rozpoczął rozmowę Jacek Nizinkiewicz, gospodarz programu. - Jest afera, którą pani wywołała, pytając Marka Borowskiego, dlaczego zmienił nazwisko. Ten tweet znalazł się w Muzeum POLIN jako przykład antysemityzmu.

Ogórek tłumaczyła, że według badań prezentowanych w Muzeum POLIN i sam pytający, i Polacy generalnie są antysemitami, a samo Muzeum lansuje pojęcie antysemityzmu wtórnego. - Ma on polegać na tym, że sam pan sobie nie uświadamia, że jest pan antysemitą. Stamtąd właśnie Polacy się dowiedzą, że nimi są - tłumaczyła.

Magdalena Ogórek stwierdziła, że całą sytuację z Muzeum POLIN "przyjęła z dużym bólem".

- Kto jak kto, ale ja jestem znana z tego, że zawsze byłam promotorem kultury żydowskiej i wszędzie, gdzie byłam - a robię to nadal, np. na wieczorach autorskich związanych z moją książką - powtarzam, jak ważne jest to, byśmy pamiętali, że byliśmy współbraćmi w cierpieniu i do narodu żydowskiego należy podchodzić z jak najwyższym szacunkiem. Po tym, gdy napisałam ten tweet i w mediach liberalnych zaczęły się ukazywać sugestie, że mógł to być wyraz antysemityzmu - złapałam się za głowę - mówiła.

Ogórek stwierdziła, że sam Marek Borowski, którego wpis dotyczył, odpowiedział jej "knajackim jak na senatora językiem", że tweet jest "pukaniem w dno od spodu". - O antysemityzmie nie było tam słowa - zapewniła.

Publicystka stwierdziła, że patrząc na to, co się dzieje "wokół jej kolegów dziennikarzy z TVP Info" ma wrażenie, że każdy pretekst jest dobry, aby wykluczyć z przestrzeni publicznej osobę, której ludzie chcą słuchać.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Warszawa stolicą odsieczy dla Ukrainy. Europa się zmobilizowała
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Młodzi samorządowcy z szansami na nowe otwarcie
Polityka
Sondaż: Polacy nie wierzą, że Andrzej Duda może zostać liderem prawicy w Polsce?
Polityka
Nowy prezydent Krakowa będzie rządził gorzej bez Łukasza Gibały?
Polityka
"Jest pan świnią". Mariusz Kamiński wyszedł z przesłuchania komisji śledczej