Biedroń stwierdził na początku, że piekło kobiet, które opisał sto lat temu Tadeusz Boy-Żeleński "trwa do dziś". Jednocześnie jednak, jak zaznaczył prezydent Słupska, "kobiety się emancypują". - Coś pękło i całe szczęście - dodał nawiązując do skali środowych protestów (demonstracje odbyły się w kilkudziesięciu miastach Polski).

Biedroń stwierdził, że obecne demonstracje to "fala, której się nie da zatrzymać, żeby nie wiadomo co rządzący mówili, nie wiadomo ile obrażali".

- Kobiet już się dzisiaj nie zatrzyma, one idą po władzę i ten szklany sufit wcześniej czy później w Polsce przebiją - zapowiedział polityk.

Biedroń dziwił się też, ze empatii uczestnikom protestów nie okazuje Beata Szydło.

- Kobieta, premier polskiego rządu, nie znajduje odrobiny empatii dla kobiet, które wychodzą na ulice i proszą o to, żeby ochronić je przed dyskryminacją - podkreślił.