W programie Konrada Piaseckiego w Radiu ZET, minister zdrowia Konstanty Radziwiłł powiedział, że gdyby zgwałcona pacjentka poprosiła o wypisanie recepty na pigułkę "dzień po", skorzystałby z klauzuli sumienia. - Jakby pan zajrzał do dokumentu rejestrującego tę pigułkę, to jest tam 10 stron ostrzeżeń - podkreślał Radziwiłł i dodał, że w jego opinii, tego typu preparaty nie powinny być dostępne "jak leki przeciwbólowe". - Są to silne substancje, które mogą wywołać cały szereg różnego rodzaju zaburzeń, w różnych stanach zdrowia u pacjentki są zdecydowanie przeciwwskazane. Interreagują z innymi lekami, które pacjentka może brać - zaznaczył. 

Zdaniem ministra zdrowia, pigułka "dzień po" nie jest lekiem należącym do kategorii leków naglących, w związku z czym powinna być dostępna jedynie na receptę. - To nie jest taka kategoria żebyśmy musieli mówić o tym, że już natychmiast, coś trzeba zrobić - powiedział Radziwiłł. - Wszystkie potencjalnie niebezpieczne preparaty muszą być dostępne na receptę i poprzedzone rozmową z lekarzem i jego radą - dodał. 

W ubiegłym tygodniu rząd przyjął projekt dot. antykoncepcji awaryjnej oraz terapii w sytuacji zagrożenia życia. Zakłada on, że hormonalne leki antykoncepcyjne, w tym także na przykład pigułki ellaOne, będą mogły być sprzedawane jedynie na receptę. Obecnie, od 2015 r., osoby powyżej 15. roku życia mogą kupić je bez konieczności odbywania wizyty lekarskiej.