Badanie instytutu Gallupa daje do myślenia. Jeszcze przed rokiem Amerykanie obawiali się najbardziej Rosji (18 proc. głosów), w 2014 roku niechlubną palmę pierwszeństwa dzierżyły Chiny (20 proc.). Obecny ranking wygrywa Korea Północna (16 proc.), mimo iż nikt fizycznie nie toczy z nią wojny.

Strach po niedawnej próbie rakietowej oraz nuklearnej zrobił swoje. Kim Dzong Un wie, że tylko w taki sposób może trzymać Zachód w strachu. ONZ debatuje nad losem Północy, a Amerykanie obawiają się jej najbardziej ze wszystkich krajów i organizacji terrorystycznych świata. Pjongjang zbiera trzykrotnie większe żniwo strachu niż Daesh, który przyciąga nowych bojowników także z USA i z którym trwa realna wojna. W najnowszym sondażu jedynie 5 proc. badanych wskazywało ekstremistów spod znaku Syrii i Iraku jako główne źródło kłopotów.

Obawy przed powtarzanymi od długiego czasu groźbami zalewania Ameryki "morzem ognia" nie są już tak bezpodstawne. Wysłanie satelity na początku lutego świadczy o tym, że Korea Północna dysponuje technologią umożliwiającą wysyłanie rakiety w dowolne miejsce na świecie. Pytanie tylko, czy na jej pokładzie da radę zmieścić się nowoczesny i wystarczająco groźny ładunek nuklearny lub wodorowy, o którym grzmi Kim Dzong Un. Jak na razie Zachód dostaje proste wytyczne - nie wykonujcie wobec nas żadnych kroków, bo odpowiemy militarnie. W miniony wtorek Pjongjang powtórzył te słowa zaznaczając, że najmniejszy ruch ze strony Waszyngtonu lub Seulu wymierzony w stronę Północy wywoła odwet na terenie Południa i USA.

Bezpośrednim powodem powtórzenia gróźb było rozpoczęcie dorocznych manewrów rakietowych amerykańskich i południowokoreańskich wojsk. Agencja informacyjna z Północy podkreślała, że możliwy odwet "nie zmieści się w głowach" państw Zachodu i wzniesie się na poziom "którego nie widział do tej pory świat". Pozostała część komunikatu zawiera także nawiązania do obrócenia siedliska zła (czytaj: USA i Korei Południowej) w popiół, by te państwa nie były w stanie podnieść się z kolan. Pjongjang poczuł się wyjątkowo urażony twierdzeniami sąsiadów z południa, by zorganizować zamach na swojego przywódcę, gdy ten wykaże cień większego niż zwykle zainteresowania bronią masowego rażenia.

Południe szybko odpowiedziało, że jest przygotowane na wszystko i że cytowane słowa nie robią na Seulu wrażenia. Zarówno Pałac Prezydencki jak i ministerstwo odpowiedzialne za zjednoczenie półwyspu apelują, by odejść od takiej wojennej retoryki, ponieważ doprowadzi ona do samozagłady obu krajów. Seul ma dość spore doświadczenie w unikaniu buńczucznych prowokacji i jak twierdzi od ponad sześciu dekad skutecznie unika wojny, zatem nie ma powodów do obaw i tym razem.