Udzielam pomocy, nie tylko prawnej - Surmacz o swojej pasji

Paweł Surmacz, adwokat z Rzeszowa, ratownik GOPR i instruktor narciarstwa opowiada o swoich pasjach.

Aktualizacja: 09.04.2016 17:32 Publikacja: 09.04.2016 11:42

Udzielam pomocy, nie tylko prawnej - Surmacz o swojej pasji

Foto: Krzysztof Lokaj/ Fotorzepa

Rz: Jest pan ratownikiem GOPR. Czy zdarzyło się panu uratować komuś życie?

Paweł Surmacz: Tak, i to nie tylko w górach, ale także w sądzie. Zawsze noszę ze sobą w teczce zestaw pierwszej pomocy. Kiedyś przydał się, gdy oczekiwałem na rozpoczęcie posiedzenia. Obok toczyła się sprawa, chyba o dział spadku. Starsza pani zasłabła, a mnie udało się udzielić jej pierwszej pomocy. Innym razem na weselu reanimowałem osobę po rozległym zawale. Robiłem masaż serca aż do przyjazdu karetki. Udało się, bo ta osoba przeżyła.

Która z akcji ratunkowych w górach najbardziej utkwiła panu w pamięci?

Ratowaliśmy parę skitourowców. Kobieta uszkodziła sobie nogę. W tym czasie zmieniła się pogoda. Musieliśmy prowadzić akcję w bardzo trudnych warunkach, przy zagrożeniu lawinowym. Samo torowanie trasy zajęło nam dużo czasu. Zapadaliśmy się, choć byliśmy na nartach. A ciągnęliśmy jeszcze akię.

Bieszczady są często niedoceniane. Niebezpieczne są tu zwłaszcza odległości, szczególnie zimą. Łatwo można przecenić swoje możliwości, bo pogoda szybko się zmienia. We mgle czy w śnieżycy łatwo stracić orientację.

Czy łatwo zostać ratownikiem GOPR?

Trzeba bardzo dobrze jeździć na nartach, znać świetnie topografię i spełnić wymagania zdrowotne.

W narciarstwie jest pan świetny.

Jeżdżę od dziecka. Jestem zawodowym instruktorem narciarstwa (International Ski Instructor Association – ISIA), instruktorem narciarstwa zjazdowego Stowarzyszenia Instruktorów i Trenerów Narciarstwa Polskiego Związku Narciarskiego (SITN PZN) i sędzią narciarstwa wysokogórskiego Polskiego Związku Alpinizmu.

Jeździ pan też na wyprawy i szkolenia skialpinistyczne. Na czym polega ta dyscyplina?

To połączenie wspinaczki zimowej, wędrówki na nartach oraz zjazdu narciarskiego w terenie górskim o znacznym stopniu nachylenia. Jeździmy po trasach nieprzygotowanych. Trzeba mieć więc dobrą technikę zjazdową i świetną kondycję. Sprzęt jest oczywiście inny od zjazdowego czy biegowego. Mam za sobą sporo przejść skialpinistycznych w Alpach. To m.in. Haute Route z Chamonix do Zermatt, trawers Mt. Blanc, Ortler, Bernina. Oprócz tego wiele czasu spędzam w Bieszczadach i Tatrach. Narciarstwo pozwala mi odpocząć od zawodu adwokata. To wspaniała odskocznia od pracy.

Jaka jest najbardziej ekstremalna trasa, jaką pan pokonał?

To chyba wyjazd skiturowy na Ortler. Gran Zebru – drugi najwyższy szczyt tego pasma – był prawdziwym wyzwaniem. Po drodze mijaliśmy grupę ludzi związanych liną. Patrzyli z niedowierzaniem na niesione przez nas na plecach narty. Oczywiście zjazd z góry nie był dynamiczny. Miejscami przypominał zsuwanie się. Ale były też piękne pola śnieżne, z których zjeżdżanie było prawdziwa przyjemnością.

Zazwyczaj podczas wyjazdów zaliczamy trzy–czterotysięczniki. Pokonanie trasy trwa kilka dni, od ośmiu do dwunastu godzin dziennie.

To chyba niebezpieczny sport.

Czuję respekt przed przyrodą. Na wyprawach staramy się zostawić sobie szeroki margines bezpieczeństwa. Nie igramy z losem. Oczywiście zdarzają się niebezpieczne sytuacje. Na przykład kiedyś jednemu koledze wypadł bark, a byliśmy w takim miejscu, że helikopter nie miał jak wylądować ze względu na pogodę. Musieliśmy go jakoś sami przetransportować do schroniska. Na takie wyprawy warto więc jeździć ze sprawdzonymi osobami, takimi, na których można polegać. Narty nigdy się nie nudzą, jeśli tylko chcemy wykorzystać możliwości, które nam oferują. Raz do roku organizowane są mistrzostwa Polski adwokatów. To okazja do integracji środowiska.

Chyba uczestnicy nie mają z panem szans.

Rzeczywiście zdarza mi się wygrywać.

—rozmawiała Katarzyna Wójcik

Rz: Jest pan ratownikiem GOPR. Czy zdarzyło się panu uratować komuś życie?

Paweł Surmacz: Tak, i to nie tylko w górach, ale także w sądzie. Zawsze noszę ze sobą w teczce zestaw pierwszej pomocy. Kiedyś przydał się, gdy oczekiwałem na rozpoczęcie posiedzenia. Obok toczyła się sprawa, chyba o dział spadku. Starsza pani zasłabła, a mnie udało się udzielić jej pierwszej pomocy. Innym razem na weselu reanimowałem osobę po rozległym zawale. Robiłem masaż serca aż do przyjazdu karetki. Udało się, bo ta osoba przeżyła.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP