Najnowsza płyta Hidden Orchestra, „Dawn Chorus", którą szkocka grupa promowała w ubiegłym tygodniu na koncertach w Warszawie i Poznaniu, jest doskonałym przykładem tego trendu.

Kompozycje na „Dawn Chorus" (w wolnym tłumaczeniu: „Poranne trele") składają się z kilku warstw. Jest tu miejsce i dla tradycyjnych instrumentów, jak wiolonczela czy puzon, którego charakterystyczne brzmienie stało się znakiem rozpoznawczym zespołu, elektronicznie nałożonych efektów, rozbudowanej sekcji perkusyjnej czy wreszcie odgłosów natury – dźwięków tytułowego świtu, takich jak śpiew ptaków, rozpalający się ogień czy szum drzew. Cała ta złożoność materiału, nad którym pracują muzycy, przynosi ostatecznie kompozycje klarowne, przejrzyste, nieraz wręcz wpadające w ucho.

Najmocniejszą stroną „Porannych treli" jest jednak przedefiniowanie nieodłącznego elementu jazzowego rzemiosła, czyli improwizacji. Nie odbywa się ona tu na poziomie „indywidualnym", gry poszczególnych instrumentów, ale tarcia, kumulowania i rozwiązywania napięć między kolejnymi poziomami brzmienia. To improwizacja muzyczną przestrzenią, całymi strukturami, a nie tylko pojedynczymi dźwiękami. „Dawn Chorus" nie jest mimo to na chłodno wykoncypowaną konstrukcją, ale oryginalną, klimatyczną impresją na temat przechodzenia nocy w dzień.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95