Sala konferencyjna znajdującego się pod Rzymem ekskluzywnego hotelu Palazzo della Fonte pęka w szwach. W kurorcie trwa zjazd włoskiej centroprawicy pod hasłem „Włochy i Europa jakich chcemy". Na scenie przemawia właśnie Antonio Tajani, przewodniczący Parlamentu Europejskiego oraz współzałożyciel partii Forza Italia.
W pewnym momencie na podwyższenie przy dźwiękach partyjnego hymnu wchodzi Silvio Berlusconi. Uśmiechnięty polityk pozdrawia wiwatujących i klaszczących ludzi. Gdy emocje opadają, Tajani kończy swoje wystąpienie, mówiąc: „Nie musimy organizować prawyborów, bo mamy już lidera. Nazywa się Silvio Berlusconi. Jesteśmy przekonani, że poprowadzi nas do zwycięstwa". Na te słowa cała sala wstaje i zaczyna skandować: „Silvio, Silvio...".
Były premier, zwracając się do swoich zwolenników, oznajmia, że po kilkuletniej przerwie wraca do wielkiej polityki. Obiecuje przy tym, że poprowadzi kampanię wyborczą przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Na zakończenie buńczucznie stwierdza: „Lewica jest w kryzysie, a populiści nigdy nie wygrali". Przekaz jego wrześniowego przemówienia jest jasny – tylko on ma szansę na wygraną. Słuchaczy ogarnia euforia.
Włoski Stalingrad
Po tym, jak w 2013 r. sąd skazał Berlusconiego za oszustwa podatkowe na 4 lata więzienia (wyrok zredukowano, a potem zmieniono na prace społeczne) i zabronił mu pełnienia funkcji publicznych do 2019 r., wydawało się, że kariera polityczna byłego premiera definitywnie dobiegła końca. Ten nie miał jednak zamiaru przechodzić na emeryturę i zniknąć w odmętach historii. Postanowił poczekać, aż nadarzy się okazja, by powrócić na szczyt i znów stanąć na czele rządu. Ta nadeszła wraz z tegorocznymi wyborami regionalnymi.
W czerwcu do urn poszli mieszkańcy ponad tysiąca gmin, którzy wybierali przedstawicieli władz lokalnych. Kandydaci wspierani przez Berlusconiego wygrali łącznie w 79 miastach, w tym m.in. w Weronie, Catanzaro czy w Piacenzy. Dla porównania: rządząca Partia Demokratyczna (PD) zwyciężyła w 76 miastach. Symbolem sukcesu odniesionego przez Forza Italia i sprzymierzonej z nią partii jest robotnicze Sesto San Giovanni pod Mediolanem, nazywane „włoskim Stalingradem", gdyż przez lata olbrzymim poparciem cieszyła się tam lewica. W mieście, w którym od 1945 r. władzy nie sprawował prawicowy polityk, na kandydata partii Forza Italia zagłosowało 60 proc. mieszkańców.