Erotyczny skandal. Wzlot i upadek Kevina Spacey'a

Obserwujemy upadek jednego z najwybitniejszych współczesnych aktorów. Z każdym dniem wypadają kolejne trupy z szafy i być może pokazowa egzekucja zmieni Hollywood na lepsze. Talentu jednak szkoda.

Aktualizacja: 09.11.2017 16:02 Publikacja: 09.11.2017 11:29

Foto: AFP

W zasadzie wszystko, co napiszemy o sprawie 58-letniego Kevina Spaceya, za chwilę będzie wymagało uzupełnienia, bo skandal, jaki wokół niego wybuchł, przypomina górę lodową. Nie wiadomo, jak głęboko sięga i ilu jeszcze ludzi, którzy czują się ofiarami gwiazdora, zabierze głos.

Pierwszy był Anthony Rapp. 46-letni aktor, który pod koniec października opowiedział, że w 1986 roku, gdy miał 14 lat, Spacey próbował go uwieść i napastował seksualnie. Wpierw zaprosił do nocnego klubu, gdzie jeszcze spędzili wieczór w grzecznej atmosferze. Kilka dni później na przyjęciu w swym domu, gdzie Rapp nikogo nie znał i zorientował się, że jest jedynym nieletnim w całym towarzystwie, kiedy wszyscy goście wyszli, 26-letni wówczas Spacey miał go wziąć na ręce, przenieść przez próg niczym pannę młodą i położyć na kanapie, próbując doprowadzić do zbliżenia seksualnego. Wystraszony Rapp zdołał się uwolnić i wyszedł z mieszkania.

Jak nie wychodzić z szafy

W odpowiedzi na zarzut napastowania sprzed 31 lat Kevin Spacey w pierwszym komentarzu wyraził ubolewanie, że doszło do takiej sytuacji, której zresztą nie pamięta. Przeprosił na Twitterze i po raz pierwszy publicznie wyznał, że jest gejem. Wyznanie było zaskakujące dla opinii publicznej, ale nie dla branży, w której jego homoseksualizm był tajemnicą poliszynela. Nawet kilka miesięcy temu Spacey jako gospodarz gali wręczania nagród Tony dla twórców teatralnych żartował z własnego kryptogejowskiego statusu, m.in. zaczynając śpiewać piosenkę „I'm coming out", po czym przerwał i mówił: „Może to nie jest dobry pomysł".

I choć nieraz próbowano go w wywiadach wyciągać za uszy z szafy, on nie chciał odpowiadać, a z czasem wręcz zaczął zaprzeczać. Przez długi czas twierdził, że ma dziewczynę i myśli o założeniu rodziny.

Zazwyczaj coming out spotyka się z aplauzem środowisk LGBT, ale tym razem było inaczej. Aktywiści gejowscy stwierdzili, że swoim wyznaniem aktor próbuje odwrócić uwagę od zarzutu o molestowanie nieletniego. Uznano też, że szkodzi walce o równouprawnienie, bo jego deklaracja będzie wodą na młyn wszystkich tych, którzy twierdzą, że wśród homoseksualistów częściej dochodzi do pedofilii, a homoseksualizm jest pokłosiem seksualnego molestowania w młodości. Bo Anthony Rapp też jest gejem, ale od lat zdeklarowanym i walczącym z homofobią.

Wyznanie Rappa miało miejsce w nieprzypadkowym czasie. Mnożące się zarzuty wobec hollywoodzkiego producenta Harveya Weinsteina wywołały akcję #MeToo (Ja też), w której kolejne – znane i nieznane – kobiety opisywały, jak doświadczyły seksualnych nadużyć ze strony mężczyzn. Ale nie tylko kobiety, co pokazało wyznanie Rappa, który dołączył do ofiar wskazujących swoich prześladowców z nazwiska.

Sprawa pewnie rozeszłaby się po kościach, Spacey by przeprosił, na moment zniknął z życia publicznego i z ekranów, wpłacił pieniądze na jakąś fundację i po pewnym czasie wróciłby mocniejszy. Nie takie rzeczy wybaczano. Tym bardziej że historia miała miejsce ponad 30 lat temu i choć aktor próbował zaciągnąć nieletniego chłopaka do łóżka, to do najgorszego, czyli do gwałtu, nie doszło. Jednak wyznanie Rappa otworzyło puszkę Pandory i nagle zaczęły sypać się kolejne zarzuty pod adresem dwukrotnego zdobywcy Oscara.

Wydaje się, że ludzie z branży filmowej i telewizyjnej wiedzieli, że na Rappie się nie skończy, bo nagle wszystkie firmy produkcyjne zaczęły odcinać się od Spaceya i zrywać z nim współpracę. Najbardziej spektakularną decyzję podjął Netflix, który z powodu zaistniałych wydarzeń postanowił zakończyć produkcję „House of Cards". Serial wyniósł Spaceya na szczyty popularności, której wcześniej i tak mu nie brakowało, bo opinię genialnego aktora miał już co najmniej od filmu „American Beauty" z 1999 roku.

Rzeczywiście posypały się kolejne oskarżenia – młodych aktorów, barmanów, asystentów na planach filmowych, przypadkowych mężczyzn z pubów i parków. Najczęstszym modus operandi Spaceya był mocny chwyt za przyrodzenie, ale potrafił też się obnażać lub na inne prowokacyjne sposoby składać seksualne propozycje. Ofiarami byli zazwyczaj młodzi mężczyźni, a czarę goryczy przelało wyznanie Harry'ego Dreyfussa, syna aktora Richarda Dreyfussa, znanego choćby ze „Szczęk". Spacey złapał chłopaka niespodziewanie za krocze w hotelowym pokoju w obecności ojca, kiedy ten na moment się odwrócił. Harry miał wtedy 18 lat, a spotkanie miało miejsce w Londynie, gdzie Spacey reżyserował sztukę z Dreyfussem.

Do momentu zamknięcia tego numeru „Plusa Minusa" publicznie poskarżyło się co najmniej 13 ofiar nadużyć seksualnych ze strony Spaceya. Telewizja CNN dotarła też do członków ekipy „House of Cards", którzy zgodnie twierdzą, że niewłaściwe zachowania gwiazdora były na porządku dziennym. To właśnie jeden z asystentów na planie tej produkcji oskarżył go o napastowanie. Szefowie wyrazili zdziwienie i oburzenie, ale anonimowi pracownicy twierdzą, że to farsa, bo wszyscy wiedzieli o nawykach aktora, z których żartowano podczas zebrań.

Obecnie Kevin Spacey według deklaracji jego rzecznika znajduje się w klinice dla seksoholików w Arizonie. Tej samej, do której pojechał niedawno Harvey Weinstein. Tam ma się poddać 45-dniowej terapii. Co potem? Na razie pewnie sam nie wie. Zaprzecza większości zarzutów. Wie, że nawet jeśli będzie skończony w Hollywood, nie warto przyznawać się do czegoś, czego nie można mu udowodnić. A w większości spraw o molestowanie nie ma świadków, jest tylko słowo przeciwko słowu.

Wyrodny brat

Po Netflixie do rytualnego i pełnego hipokryzji kamienowania przyłączyli się inni. Wycofano się z honorowej nagrody Emmy, którą miano wręczyć mu w listopadzie. Potępił go i odciął się od niego londyński teatr Old Vic, którego był dyrektorem artystycznym w latach 2005–2014. Wstrzymano zaplanowane produkcje filmowe z jego udziałem i zapowiedziano ponowne castingi. Dochodzi do kuriozalnych sytuacji: Spacey jest wycinany z nagranych, ale jeszcze nie wyemitowanych programów telewizyjnych. Netflix nie tylko wycofał się z „House of Cards", ale też zatrzymał postprodukcję niemal ukończonego filmu biograficznego „Gore", w którym Spacey gra tytułową rolę. Zrywane są kontrakty na role i udział w reklamach. W zasadzie nie było ani jednej osoby, która by się za nim ujęła. Wygląda na to, że nie miał wielu przyjaciół w branży albo zostali oni skutecznie zastraszeni przez narastające oburzenie.

Tylko Ridley Scott nie ugiął się przed opinią publiczną i jego film „All the Money in the World", w którym Spacey gra jedną z głównych ról, wejdzie do kin 22 grudnia. Jedynym ustępstwem było wycofanie obrazu z festiwali. Producenci naciskani przez media, dlaczego nie postąpią jak Netflix, odpowiadali, że „film nie jest pracą jednego człowieka, ale ponad 800-osobowej ekipy (...) i byłoby to jawną niesprawiedliwością wobec niej". Krótko mówiąc, skandal skandalem, ale nie dajmy się zwariować.

Plotkarskie media wyciągnęły też pikantne historie z przeszłości aktora, o których ludzie zdążyli zapomnieć. Między innymi fotografie tabloidu „Star", który w 2000 roku z ukrycia sfotografował go na przechadzce do parku z młodym mężczyzną w bardzo intymnej atmosferze. I przypomniano wywiad z 2004 roku z bratem aktora Randallem Fowlerem, który opowiedział o patologicznym domu, w którym się wychowali. Ich ojca przedstawił jako zwolennika nazizmu, znęcającego się nad synami i molestującego ich seksualnie.

„Nasze dzieciństwo było piekłem" – opowiadał Fowler, który nosi nazwisko po ojcu, w przeciwieństwie do brata, który przyjął panieńskie nazwisko matki. Wspominał też, że starał się zawsze chronić młodszego brata przed zwyrodniałym ojcem i to on głównie padał ofiarą molestowania. Spacey nigdy nie potwierdził tych słów. Nie utrzymuje z Fowlerem kontaktów od pogrzebu matki w 2002 roku, a jego agenci zdawkowo komentowali te rewelacje, mówiąc, że „są to delikatne i skomplikowane sprawy rodzinne".

W ostatnich dniach Fowler ponownie się uaktywnił i w wywiadach kreśli sylwetkę psychologiczną brata: „jest taki jak jego role – mroczny i zimny". Interpretuje również jego agresywne zachowania seksualne jako „dziedzictwo wyrodnych genów ojca" i powtarza, że „emocjonalny chłód i brak zaangażowania w związki Kevina to reakcja na traumy z dzieciństwa". Nawet jeśli mówi prawdę i celnie charakteryzuje brata, to chrońmy się przed takimi krewnymi.

Na szczycie wolno wszystko

Nie od dziś wiele gwiazd i ludzi ponadprzeciętnie utalentowanych jest trudnych w kontaktach międzyludzkich. Życiowo pokiereszowani, pogrążeni w nałogach, nieustannie potrzebujący silnych doznań. Dążą do konfliktów i odnajdują siłę w patologicznych warunkach, które dla zwykłych ludzi są nie do zniesienia. Potworami na planach bywali Stanley Kubrick, Lars von Trier czy Andrzej Żuławski. Prowokacyjni, apodyktyczni, wybuchowi. Podobnie zresztą jak wielcy aktorzy i aktorki, którym sukces oraz sława zacierają granice, sugerując, że wolno im więcej niż zwykłym śmiertelnikom. Takich spraw jak Spaceya było i jest dużo więcej, jednak ta jest wyjątkowa ze względu na rangę aktora i powagę zarzutów, a przede wszystkim zdarzyła się w najmniej odpowiednim momencie. Głowy musiały polecieć i choć trudno w to uwierzyć, wiele wskazuje na to, że Spacey stanie się trędowaty w środowisku filmowym i teatralnym. Czas pokaże, czy się z tego wygrzebie, ale z pewnością nieprędko.

Jednak to, że może nie zagrać już nigdy dużej roli, nie oznacza, że nie powstanie o nim film albo dokument. Może nawet w tym samym Netflixie, który się od aktora odciął. A jest o czym opowiadać, bo mamy do czynienia z jednym z najwybitniejszych aktorów naszych czasów. Już przeszedł do historii filmu, telewizji i teatru. Zdobył wszystko, co można było zdobyć, i w zasadzie aktorsko od dawna nie musi nikomu nic już udowadniać.

Urodził się w 1959 roku w South Orange w New Jersey, dorastał w Nowym Jorku. Debiutował na deskach teatru w 1981 roku, jego kariera nabrała tempa po 1991 roku. Zagrał wówczas na Broadwayu w sztuce „Długa podróż w mrok nocy" razem z Jackiem Lemmonem, a także zdobył nagrodę Tony za rolę w sztuce „Zagubieni w Yonkers". Zaczął też stawiać pierwsze kroki w filmie. Pierwszą dużą rolę zagrał w „Glengarry Glen Ross" (1992), ponownie u boku Jacka Lemmona, ale i innych gwiazd: Ala Pacino, Eda Harrisa, Aleca Baldwina. Była to adaptacja znakomitego dramatu Davida Mameta, a Spacey wcielił się w cynicznego szefa sprzedawców nieruchomości.

Już ta rola naznaczyła jego ekranowe emploi. Od początku grywał postacie z deficytem empatii, cyniczne i piekielnie inteligentne. Śliskich typów, którym nie warto ufać, bo przy pierwszej okazji zrobią nas na szaro. A przy tym – przy całej swej drapieżności – były to postacie chwilami zaskakująco bezbronne i delikatne. Taki był John z „Glengarry Glen Ross", ale i Verbal z „Podejrzanych" (1995), za którego dostał Oscara jako najlepszy aktor drugoplanowy. Nawet grając psychopatycznego mordercę w „Siedem" (1995), niewinny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Z kolei w „Tajemnicach Los Angeles" (1997) zagrał policjanta celebrytę, prowadzącego śledztwo w sprawie – nomen omen – przemocy seksualnej za kulisami Hollywood.

Na szczyt pomogli mu się wdrapać reżyser Sam Mendes i scenarzysta Alan Ball, którzy w 1999 roku zrealizowali arcydzieło filmowe „American Beauty". Spacey zagrał tam nieudacznika, który z dnia na dzień przestaje czymkolwiek się przejmować. Rzuca pracę w korporacji, zaczyna palić trawkę, podnosi ciężary na siłowni i słucha Dylana jak za dawnych lat. Dopiero gdy wszystko oleje, poczuje się wolny i szczęśliwy, co nie skończy się dla niego dobrze.

Za tę rolę Spacey zdobył drugiego Oscara i mógł przebierać w ofertach. Nadal grywał w dramatach, ale coraz częściej angażował się w komedie, musicale, także w komiksowe filmy o superbohaterach. Chciał po prostu dobrze się bawić, próbować nowych rzeczy, nawet jeśli nie miały mu przynieść kolejnych statuetek. Aktorską klasę znowu potwierdził w serialu „House of Cards", emitowanym od 2013 roku. Głośny polityczny thriller stał się z miejsca produkcją kultową. To on przypieczętował telewizyjną rewolucję rozpoczętą w latach 90., która wyniosła seriale do rangi sztuki. Spacey zagrał w nim Franka Underwooda, bezwzględnego polityka, który zostaje prezydentem USA. Ta rola wpłynęła także na recepcję skandalu. Skłonność widzów do utożsamiania aktorów z ich bohaterami sprawiła, że wielu ludzi, a nawet zdawałoby się poważnych komentatorów w mediach, niefrasobliwie stwierdziło, że Spacey nie tyle grał złego człowieka, który niszczy innych, ile po prostu taki jest. Zagrał samego siebie.

Hollywood kocha jednak historie o powstawaniu z błota. Powstało o tym wiele filmów, a niejeden wynurzający się z niebytu aktor zaliczył spektakularny powrót do pierwszej ligi (m. in. Robert Downey Jr, Mickey Rourke, Woody Harrelson, David Duchovny). Upiekło się też Caseyowi Affleckowi, który w lutym odebrał Oscara za rolę w „Manchester by the Sea", a którego jeszcze w 2010 roku dwie współpracowniczki oskarżały o napastowanie seksualne na planie filmowym. Na Seana Penna i jego skłonność do rękoczynów skarżyło się wiele kobiet, ale nie spotkały go za to nieprzyjemności w pracy. Woody Allen ma na koncie wiele grzechów, w tym uwiedzenie pasierbicy, z którą mieszkał pod jednym dachem, ale dotychczas w zasadzie tylko Roman Polański „wyleciał" z Hollywood za swój eksces z 1977 roku, kiedy to zaciągnął do łóżka 13-latkę, będącą pod wpływem środków odurzających. A i tak Hollywood po części mu wybaczyło, bo w 2003 roku jego „Pianista" zdobył najważniejsze Oscary.

Po sprawie Weinsteina i Spaceya na gwiazdy padł strach, że na fali antyseksistowskiej rewolucji mogą polecieć kolejne głowy. A niejeden oscarowy gwiazdor i niejedna gwiazda mają się czego obawiać. Nie do końca wiadomo, czy lepiej siedzieć cicho i czekać aż burza przeminie, czy może jak Alec Baldwin z góry przeprosić, że zdarzało mu się traktować kobiety przedmiotowo. Jeżeli ma coś więcej na sumieniu niż ogólnikowo brzmiące „seksistowskie traktowanie kobiet", może go nawet nie ocalić fakt, że regularnie w programie satyrycznym „Saturday Night Live" bezlitośnie parodiuje znienawidzonego w Hollywood prezydenta Donalda Trumpa.

W ostatnich tygodniach prawnicy w Los Angeles mają ręce pełne roboty. Z pewnością wiele ugód zostało i zostanie zawartych pod stołem i przypieczętowanych sowitą rekompensatą za milczenie ofiar. Można by się nawet cieszyć, że wreszcie się zagotowało w Hollywood. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że w historii z Kevinem Spaceyem jest ukryty ogromny ładunek hipokryzji. Skoro wszyscy wiedzieli, że on taki jest, to znaczy, że się go bali? A może jednak w jego zachowaniu nie dostrzegano nic nienormalnego, był to zwyczajowy przywilej gwiazd? Spektakl oburzenia narastający wokół gwiazdora „House of Cards" zamiast rewolucji przypomina na razie publiczną egzekucję, gdzie dla zachowania twarzy środowiska poświęcono jednego kozła ofiarnego. Szkoda tylko, że najzdolniejszego w całym stadzie.

Przypomina się scena z montypythonowskiego „Żywotu Briana", w której matka z synem szła na kamienowanie jak do kina. Przedtem kupowali kamienie i żwir do rzucania w skazańca, a sprzedawca na odchodne żegnał ich słowami: „Dziś powinno być nieźle. To tutejszy chłopiec. Przyjemnej zabawy".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W zasadzie wszystko, co napiszemy o sprawie 58-letniego Kevina Spaceya, za chwilę będzie wymagało uzupełnienia, bo skandal, jaki wokół niego wybuchł, przypomina górę lodową. Nie wiadomo, jak głęboko sięga i ilu jeszcze ludzi, którzy czują się ofiarami gwiazdora, zabierze głos.

Pierwszy był Anthony Rapp. 46-letni aktor, który pod koniec października opowiedział, że w 1986 roku, gdy miał 14 lat, Spacey próbował go uwieść i napastował seksualnie. Wpierw zaprosił do nocnego klubu, gdzie jeszcze spędzili wieczór w grzecznej atmosferze. Kilka dni później na przyjęciu w swym domu, gdzie Rapp nikogo nie znał i zorientował się, że jest jedynym nieletnim w całym towarzystwie, kiedy wszyscy goście wyszli, 26-letni wówczas Spacey miał go wziąć na ręce, przenieść przez próg niczym pannę młodą i położyć na kanapie, próbując doprowadzić do zbliżenia seksualnego. Wystraszony Rapp zdołał się uwolnić i wyszedł z mieszkania.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków