Peter Sagan. Janosik na rowerze

W peletonie mówią, że kolarstwo nie mogło dostać lepszego prezentu niż słowacki mistrz świata Peter Sagan.

Aktualizacja: 08.10.2017 22:54 Publikacja: 06.10.2017 00:01

Peter Sagan (Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported license, fot. Jérémy-Günther-Hein

Peter Sagan (Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported license, fot. Jérémy-Günther-Heinz Jähnick)

Foto: Wikimedia Commons

Przez kilkanaście lat ta jedna z najbardziej globalnych dyscyplin sportowych żyła w notorycznym kryzysie. Afery dopingowe przeżerały ją do cna. Nikt nie wzbudzał zaufania. Im większa gwiazda, tym większe podejrzenia. Wpadali wszyscy – zwycięzcy wielkich wyścigów i kolarze przyjeżdżający na metę dwie godziny po nich. Konsekwencje były dotkliwe – wycofywali się sponsorzy, wiele telewizji rezygnowało z transmisji największych imprez.

Zaostrzone kontrole dopingowe, wprowadzenie paszportów biologicznych, dzięki którym łatwiej wykryć wszelkie anomalie w organizmie, przyniosły odnowę. Nadal są wpadki, głównie jednak u kolarzy starszej daty, media wciąż podejrzewają kolekcjonera zwycięstw w Tour de France Brytyjczyka Christophera Froome'a i jego przebogatą grupę Sky, ale wizerunek kolarstwa znacząco się poprawił. Pojawiło się też nowe pokolenie zawodników pracujących na własny wizerunek.

Dożyć 100 lat

Peter Sagan we wrześniu dokonał dwóch wyjątkowych wyczynów. W Quebecu odniósł 100. zwycięstwo w zawodowej karierze. Skrupulatni statystycy twierdzą, że to nieprawda, bo nie wiadomo dlaczego – może z powodu lekceważenia słowackiej przeszłości kolarza – nie zaliczono mu dwóch wygranych w zespole Dukli Trenczyn, ale sam Sagan uznał kanadyjski sukces za jubileuszowy. Zrobił to w swoim stylu: – Wolałbym dożyć 100 lat niż odnieść 100 zwycięstw.

Pod koniec miesiąca sięgnął po kolejną wygraną o znacznie donioślejszej wymowie. W norweskim Bergen został po raz trzeci mistrzem świata. Złote medale zdobywał na trzech kontynentach – dwa lata temu w Ameryce w Richmond, w ubiegłym roku w Katarze w Ad-Dausze i teraz w Europie. Trzykrotnie tytuł zdobywali przed Słowakiem tylko Włoch Alfredo Binda, Hiszpan Oscar Freire, Belg Rik Van Steenbergen i uważany za najwybitniejszego kolarza w historii jego rodak Eddy Merckx, ale w żaden z nich nie wygrał mistrzostw świata trzy razy z rzędu.

Wyjątkowość Sagana nie sprowadza się jednak wyłącznie do statystyki i postawy na trasie. Potrafi on swoje osiągnięcia wykorzystywać tak, jak nie czynił tego żaden kolarz przed nim.

Jazda bez stresu

Maciej Bodnar, zwycięzca indywidualnej jazdy na czas na tegorocznym Tour de France, jest jednym z najbliższych kolegów Sagana. Od ośmiu lat jeżdżą w tych samych grupach zawodowych – Liquigas, Cannondale, teraz Bora-Hansgrohe. Od momentu kiedy Słowak stał się kolarzem wielkiego formatu i zaczął wygrywać, Polak pełni rolę jego pomocnika. Często razem trenują, wyjeżdżają na zgrupowania. Zna go na wylot. Pytany o to, co ma Sagan, czego inni nie mają, Bodnar mówi: – Peter ma ponadprzeciętną wydolność, znakomitą technikę jazdy, wyjątkową intuicję i spryt pozwalające mu rozgrywać wyścig według własnego planu oraz zadziwiającą mentalność łączącą cechy mistrza jadącego po zwycięstwo i wyluzowanego człowieka, któremu pozornie nie zależy na wygranej.

Polski kolarz jako przykład wyjątkowości kolegi z zespołu podaje właśnie ostatnie mistrzostwa świata. Zazwyczaj kolarze przed startem robią rekonesans trasy, by rozpoznać kluczowe miejsca wyścigu, szczególnie w końcówce, gdzie zapadają ostateczne rozstrzygnięcia. Jest to miarą profesjonalizmu. Ale Słowak jako jedyny z faworytów w tym roku zaniechał tego rytuału. Uznał, że ma na trasę za daleko od hotelu, nie najlepiej się czuje, a poza tym w dniu mistrzostw przejedzie trasę 11 razy (tyle rund liczyła) i będzie miał dość czasu na jej rozpracowanie w pierwszej fazie. Okazało się, że miał rację i wszystkich przechytrzył. Specjaliści mówią, że takie podejście do wyścigów pozwala mu uniknąć stresu, który niszczy nerwy rywali.

Chodzenie na linie

Trenerzy zwracają też uwagę na inne wyróżniające go cechy. Osobisty szkoleniowiec Słowaka (także Rafała Majki i Macieja Bodnara) Patxi Villa tłumaczył przed rokiem we francuskim magazynie „Velo" fenomen fizjologiczny mistrza świata. Wiosną, po powrocie do treningów i startów, mięśnie Słowaka znajdują się w stanie pełnej gotowości, tak jakby zimowy odpoczynek w ogóle nie wywołał obniżki formy. Sagan ma więc lepszy punkt wyjścia do rywalizacji już na początku sezonu i wygląda na to, że przewagi tej nie traci aż do końca roku. Jesienią, kiedy odbywają się mistrzostwa świata, wszyscy są wycieńczeni kilku miesiącami rywalizacji, niektórzy decydują się na kilkutygodniowy odpoczynek i dopiero potem wracają do treningów. Sagan tego problemu nie ma, bo łatwiej zachowuje tzw. pamięć mięśniową.

Jeszcze bardziej unikalną cechą kolarza z Żyliny jest propriocepcja, inaczej zwana czuciem głębokim. Jest to zmysł odpowiedzialny za ułożenie naszego ciała w przestrzeni podczas siedzenia, chodzenia, także jazdy na rowerze. Nasza ręka, noga podążają dzięki temu w kierunku, który sobie wcześniej obraliśmy. Prawidłowa propriocepcja gwarantuje doskonałą koordynację ruchów, jest więc ważnym składnikiem sukcesu sportowego.

Sagan na filmach przedstawianych na Instagramie chwali się tym, że przez kilkanaście sekund potrafi ustać na piłce szwajcarskiej. To naprawdę trudna sztuka. Jeszcze trudniejsze są ewolucje i sztuczki, które wykonuje na rowerze – jazda na tylnym kole, czym często się popisuje przed publicznością po efektownych zwycięstwach, czy bardziej praktyczna w kolarstwie zawodowym umiejętność omijania leżących w kraksach rywali albo zdolność wciśnięcia się w lukę między zawodnikami na finiszu. Sagan zawdzięcza je właśnie głęboko wykształconej propriocepcji. – Ten zmysł pozwala mu być dobrym w każdej skomplikowanej aktywności fizycznej, sprawdza się np. w chodzeniu na linie – tłumaczy Patxi Villa. Prawdopodobnie czucie głębokie Słowak rozwinął w dzieciństwie, trenując kolarstwo górskie. Wtedy nauczył się omijać przy pełnej prędkości głazy, kamienie, korzenie.

Pamięć o kolegach

Kibice bardziej niż propriocepcję czy pamięć mięśniową podziwiają jednak te cechy Sagana, które świadczą, że jest on nie tylko wielkim sportowcem, ale i interesującym człowiekiem. Gdy zdobywał przed rokiem mistrzostwo świata w Ad-Dausze, francuski dziennik „L'Equipe" napisał o nim, że to zawodnik, który zhumanizował kolarstwo. Sagan nie kalkuluje, nie podporządkowuje wyścigu z góry założonej taktyce, pozwala sobie na spontaniczność, a nawet nonszalancję. Przeciwnicy ustawiają pociągi, czyli grupę kolarzy rozprowadzających lidera, patrzą w liczniki mocy, by skalkulować czy mają jeszcze siły, by walczyć o zwycięstwo. Sagan opiera się na intuicji, własnym geniuszu. Na każdym kroku działa wbrew logice współczesnego kolarstwa. Dowód? Na mistrzostwach świata w Richmond i Ad-Dausze wygrywał, choć miał do pomocy jedynie dwóch zawodników. W tych samych wyścigach najsilniejsze reprezentacje liczyły dziewięciu kolarzy.

Sagan jest jednym z najlepiej zarabiających zawodników w peletonie i w związku z tym w grupie najczęściej ma status lidera, ale nie stroni od pomocy mniej utytułowanym kolegom. Często robi to, by odwdzięczyć się za ich wysiłek włożony w jego zwycięstwa. W ten sposób próbował w ubiegłym roku dać zwycięstwo Maciejowi Bodnarowi podczas Tour de France, ale do finiszowej rozgrywki wmieszał się Froome i Sagan wygrał sam.

Podczas wyścigów mniejszej rangi czasem zostaje w tyle, by wziąć bidony dla kolegów z drużyny. Na zgrupowaniu w Tanzanii, kiedy jeździł jeszcze w grupie Tinkoff, wyszedł z hotelu i wrócił z 34 hamburgerami dla całego sztabu i drużyny. Kiedy wspinając się na Kilimandżaro, lokalny pomocnik chciał wziąć od niego plecak – bo tak każe zwyczaj – Sagan odmówił. Na szczyt wszedł samotnie jako pierwszy, ale zaraz wrócił, by pomóc kolegom.

Czuły mistrz

Poza startami Słowak też jest spontaniczny. Dwa lata temu za kulisami dekoracji Tour de France przerwał własny wywiad i podszedł do Froome'a, żartował z nim i rozmawiającymi z Brytyjczykiem dziennikarzami. Rozładował w ten sposób nieco napiętą atmosferę. Podczas innego wywiadu po etapie Tour de France, by opisać swój nastrój odgrywał rolę z filmu „Wilk z Wall Street". Bodnar opowiada, że w jadącym długie godziny peletonie Sagan jest zawsze duszą towarzystwa, zagada z każdym. Nie można się przy nim nudzić. Również z tego powodu, jeśli ma wrogów wśród rywali, to niewielu. W Richmond ustawiła się do niego kolejka kolarzy, którzy chcieli mu złożyć gratulacje.

Mówi z sensem. Dziennikarze chętnie więc podtykają mu mikrofon, zostają na konferencjach z jego udziałem nie tylko z poczucia obowiązku. Po wyścigu w Richmond wszystkich zaskoczył. Zamiast perorować o szczęściu, jakie go spotkało, albo relacjonować przebieg wyścigu, przemówił w zaskakujący sposób: „Zmieńmy świat! Europa stoi przed wielkim problemem. Nie znam się za bardzo na polityce, ale widzę, co się dzieje. Przyrzekłem mojej przyjaciółce, że jeżeli wygram, to powiem o kryzysie migracyjnym. Oczywiście nie zmienię świata, ale nie mogę pozostać nieczuły na to, co się dzieje. Sytuacja jest trudna, ale wszyscy możemy to zmienić".

W tym roku po zdobyciu mistrzostwa świata w Bergen nie byłby sobą, gdyby również nie przekazał czegoś istotnego. Najpierw przeprosił drugiego na mecie zawodnika gospodarzy Aleksandra Krisoffa za odniesione zwycięstwo, a potem zadedykował je Michele Scarponiemu. W maju, przed rozpoczęciem Giro d'Italia, wracając z treningu, Włoch uderzył w ciężarówkę. Zmarł w wyniku odniesionych ran. Nieco zapomniano już o tej tragedii. Sagan, który był na pogrzebie włoskiego kolarza, o niej przypomniał.

Słowak, idąc z duchem czasów, jest bardzo aktywny w internecie. Jego pomysły pozbawione są jednak częstego u sportowców narcyzmu. Oryginalnie opowiada o swojej karierze, treningu, poświęceniu dla sportu, dochodzeniu do sukcesu, m.in. w materiale wzorowanym na filmie „Rocky". Ulice Filadelfii zastępują szlaki Beskidów w pobliżu rodzinnej Żyliny, zamiast walić pięściami w sztuki mięsa w rzeźni, Sagan ścina drzewa w okolicznych lasach. Największą popularnością cieszy się jednak interpretacja piosenki „You're the One that I Want" z filmu „Grease" z udziałem Johna Travolty i Olivii Newton-John. Partnerką Sagana w tym materiale jest jego żona (wtedy jeszcze narzeczona) Katerina. Oboje zrealizowali film, by przekazać życzenia świąteczne kibicom i przy okazji wypromować rodzinny sklep internetowy prowadzony przez partnerkę kolarza. Na potrzeby tego obrazu Sagan nauczył się tańczyć, bo wcześniej, jak twierdził, miał drewniane nogi.

Brat Juraj

Wielki sukces sportowy, medialny i marketingowy odniósł chłopak z Europy Wschodniej, pochodzący z prowincjonalnego miasta na Słowacji. Sagan wychował się w dzielnicy Borik, w pobliżu centrum Żyliny. Jego rodzice prowadzili sklep spożywczy. Mama jest bardzo wierząca. Podczas pobytu na igrzyskach w Londynie modliła się o dobry występ syna w katedrze westmisterskiej. Peter ma dwóch braci oraz siostrę.

To starszy brat Juraj wprowadził go w kolarski świat. Peter najpierw chciał być piłkarzem, ale gdy w wieku siedmiu lat wygrał lokalny wyścig w MTB, został przy jeździe na rowerze, bo wraz z bratem nie mieli sobie równych. Pierwszy wielki sukces, w wieku 18 lat, odniósł właśnie w kolarstwie górskim. Wygrał wtedy mistrzostwa świata juniorów. Niezły był też w przełajach, ale już wtedy pociągała go szosa, bo klasyczne kolarstwo daje większą popularność i pozwala dużo lepiej zarobić. Często rywalizował w Polsce. Jego najgroźniejszym rywalem był rówieśnik Michał Kwiatkowski. Sagan przegrał z nim zawody o Puchar Prezydenta Grudziądza i Wyścig Pokoju, ale potem w zawodowstwie bywało różnie, częściej górą był Słowak. Znamienne, że cztery ostatnie wyścigi mistrzostw świata wygrywali Kwiatkowski i Sagan.

Słowak karierę zawodową zaczął we Włoszech. Szybko, już jako 20-latek, zaczął odnosić ważne zwycięstwa i kariera nabierała rozpędu. Sześciokrotnie wygrywał klasyfikację sprinterską Tour de France. Ma za sobą zwycięstwa etapowe we francuskim wyścigu i w hiszpańskiej Vuelcie i kilka wygranych w prestiżowych wyścigach jednodniowych tzw. klasykach.

Od tego roku ściga się w niemieckim zespole Bora-Hansgrohe. Kiedy bankrutował jego poprzedni pracodawca, nie narzekał na brak propozycji. Wybrał jednak niemiecki zespół pod warunkiem, że znajdzie się w nim także jego brat Juraj, polscy kolarze Bodnar, Majka, Paweł Poljanski, hiszpański trener Patxi Villa i wypróbowany sztab masażystów. Lojalność i wdzięczność to także cecha wyróżniająca Sagana. W nowej grupie zarabia około 6 milionów euro na rok i jest to jedna z najwyższych pensji w peletonie. Po zdobyciu trzeciego tytułu mistrza świata słowackie magazyny pisały, że Sagan wkrótce podpisze dożywotnią umowę sponsorską, podobną w formule, choć nie w wysokości, do tych, jakie mają największe gwiazdy sportu – Roger Federer, LeBron James, Cristiano Ronaldo.

Pieniądze wydaje w pierwszej kolejności na rodzinę. – Nie chcę, żeby im czegokolwiek zabrakło – mówi. Siostrze Dance sprawił wielki zakład fryzjerski, który sam reklamuje. W Izraelu założył grupę kolarską dla młodych zawodników Sagan Cycling Team. Angażuje się w mnóstwo akcji charytatywnych, wspiera rozwój swego rodzinnego regionu.

Z tej krainy pochodził Janosik. Sagan, który na treningi często jeździ w okolice Terchovej, rodzinnej miejscowości legendarnego harnasia, tak jak on potrafi prowadzić życie rozbójnika. Na finiszach wyścigów walczy o swoje, przepycha się bez pardonu. W tym roku został wyrzucony z Tour de France, po uderzeniu łokciem jednego z najlepszych sprinterów na świecie Marka Cavendisha. Kilka lat temu po zbójnicku potraktował po jednym z wyścigów hostessę, dla żartu łapiąc ją za pośladek. Gorąco ją potem przepraszał. Ale to tylko niewielkie rysy na wizerunku Janosika na rowerze, który dzieli się z nami pozytywną energią i ciekawymi wrażeniami.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Przez kilkanaście lat ta jedna z najbardziej globalnych dyscyplin sportowych żyła w notorycznym kryzysie. Afery dopingowe przeżerały ją do cna. Nikt nie wzbudzał zaufania. Im większa gwiazda, tym większe podejrzenia. Wpadali wszyscy – zwycięzcy wielkich wyścigów i kolarze przyjeżdżający na metę dwie godziny po nich. Konsekwencje były dotkliwe – wycofywali się sponsorzy, wiele telewizji rezygnowało z transmisji największych imprez.

Zaostrzone kontrole dopingowe, wprowadzenie paszportów biologicznych, dzięki którym łatwiej wykryć wszelkie anomalie w organizmie, przyniosły odnowę. Nadal są wpadki, głównie jednak u kolarzy starszej daty, media wciąż podejrzewają kolekcjonera zwycięstw w Tour de France Brytyjczyka Christophera Froome'a i jego przebogatą grupę Sky, ale wizerunek kolarstwa znacząco się poprawił. Pojawiło się też nowe pokolenie zawodników pracujących na własny wizerunek.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Upadek kraju cedrów