Polska hańba narodowa

Ilekroć z nim rozmawiam, zawsze słyszę to samo: „Polska zapomniała o nas, tam na Wschodzie. Jesteśmy jak piąte koło u wozu, a przecież kochamy ojczyznę, czcimy orła i biało-czerwony sztandar. Nie jesteśmy gorszymy Polakami".

Aktualizacja: 26.09.2015 06:41 Publikacja: 25.09.2015 00:07

Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota

Foto: Fotorzepa

Czasem, kiedy słucham pana Anatola, myślę, że chyba nawet lepszymi. Jemu, Anatolowi, udało się wrócić z Kazachstanu kilka lat temu.

Należy do grona dwóch tysięcy wybrańców, których skutecznie repatriowano. Od tamtej pory żyje sprawami rodaków, którzy zostali w Azji, pisze listy, próbuje pomóc najbardziej potrzebującym, codziennie bije głową w mur. Bo jak pomóc niesłyszącemu polskiemu chłopcu z Zielonego Gaju, maleńkiej wioski gdzieś w kazachskich górach, którego zaniedbania lekarzy doprowadziły do kalectwa?

Dzwonimy do polskiego konsulatu w Astanie, angażujemy naszych dyplomatów, sprawą próbujemy zainteresować światową sławę, profesora Henryka Skarżyńskiego, w końcu wszyscy rozkładamy bezradnie ręce. Tysiące kilometrów nieżyczliwej przestrzeni są jak wyrwa bez dna. Łatwiej byłoby pomóc mieszkańcom Księżyca.

A oni tam ciągle wierzą, że ta wspaniała, nowa, kapitalistyczna Polska, kraj ich przodków nie zapomni, poda im rękę, uratuje przed nędzą, nieszczęściem i wynarodowieniem.

Na wschód, w głąb Rosji, do Kazachstanu i dalej rzuciły ich totalitaryzmy. Nie wybierali się tam za chlebem. Wieziono ich w bydlęcych wagonach tylko dlatego, że byli Polakami. Trafiali tam jeszcze za caratu, ale największe deportacje w głąb imperium zafundowała im Rosja Sowiecka. Byli podejrzani jako ludzie innej, zachodniej tradycji, element trudny do bolszewickiej socjalizacji, anarchiczny i chorobliwie przywiązany do pamięci narodowej. Polskie miasteczka na zachodzie ZSRR zaczęto demontować już w latach 20. zeszłego stulecia. Prawdziwa groza nastała jednak w latach 30., kiedy Polacy stanęli przed wyborem: wywózka albo kula w łeb. Zniknęły polskie zaścianki i pojechały pociągi na wschód.

Kolejna tragiczna fala przyszła w 1939. Te wysiedlenia z terenów przyłączonych do ZSRR znamy już dużo lepiej. Niektórzy wyszli z „nieludzkiej ziemi" z Andersem, inni z Berlingiem, ale miliony zostały.

Paradoksem jest, że zarówno uboga, porozbiorowa druga Rzeczpospolita, jak i zmasakrowana wojną Polska „lubelska" była w stanie przeprowadzić szeroko zakrojone akcje repatriacyjne. Tylko w latach 1945–1946 repatriowano do Polski prawie 2 mln ludzi. Druga fala repatriacji, do końca lat 50., to kolejne ćwierć miliona. Nie było co jeść, brakowało środków higienicznych, lekarzy, zaplecza, a jednak młodemu państwu udało się znaleźć miejsce dla takiej masy ludzi.

Jakże skromnie wypadamy na tym tle dzisiaj. Jakże nieudolna jest ta nasza wolna w końcu Polska. O tym, że trzeba wrócić do idei repatriacji, wiedzieliśmy świetnie już na początku przemian, w 1989 roku. Wiadomo było, że erozja sowieckiego komunizmu wyzwoli nacjonalizmy, ruchy niepodległościowe i migracje ludności.

Jednak mimo że pamiętaliśmy o Polakach na Wschodzie, ustawy o repatriacji doczekaliśmy się dopiero w 2000 roku. Na dodatek ustawa otwierała drzwi do repatriacji tylko z terenów azjatyckich byłego ZSRR. Postsowieckich Polaków z Rosji, Gruzji, Ukrainy i Białorusi nie objęła.

Nie chcę oceniać ówczesnej polityki Warszawy wobec naszych rodaków na Wschodzie, dla której priorytetem było zachowanie w sąsiednich krajach mocnych polskich grup narodowych, nie mniej taki podział na „lepszych" Polaków azjatyckich i „gorszych" europejskich (albo odwrotnie) był sam z siebie głęboko niesprawiedliwy.

Ale niezależnie od tej jawnej dyskryminacji wydarzyło się coś gorszego. Obowiązek przyjmowania repatriantów zrzucono na gminy, nie oferując przy tym efektywnego mechanizmu wsparcia finansowego. Efekt? Dwa tysiące repatriowanych i dziesiątki tysięcy czekających w niekończących się kolejkach. I jawne kłamstwa, że z Azji nie ma już właściwie kogo repatriować. Ano wciąż jest, choć w tej kwestii czas teraźniejszy wyraźnie ustępuje przed ponurą wizją przyszłości.

Nieudolnie prowadzona przez Warszawę repatriacja powoduje, że resztki Polaków z Kazachstanu migrują do większych ośrodków miejskich i za rosyjską granicę, gdzie na zachowanie tożsamości narodowej nie mają najmniejszej szansy. W istocie za dekadę pokątnie rozgłaszana pogłoska o braku chętnych do repatriacji będzie zgodna z prawdą.

Zostawmy na boku Azję, bo są jeszcze Polacy z Rosji, Ukrainy, Gruzji, Białorusi, którym też należy się prawo do repatriacji. Czyż nie powinni dostać takiej szansy? Niegdyś Warszawa próbowała na siłę zatrzymać ich w krajach urodzenia. Dzisiejsza Rosja nie sprzyja zachowaniu polskości. Ukraina to kraj na wulkanie i tamtejsi Polacy mogą za chwilę pojawić się na naszej wschodniej granicy w charakterze uchodźców. Czy nie lepiej otworzyć im już dziś ścieżkę repatriacji?

Podobnie dla rodaków z Białorusi, gdyby – co potwierdzają ich liderzy – mieli taką wolę. Czy Polska ma dostatecznie dużo przestrzeni, by ich przyjąć? Tylko ludzie w złej wierze i głusi na dyskusję o rodzimym kryzysie demograficznym mogą mieć wątpliwości. Dlatego apeluję: zaniedbanie kwestii repatriacji po roku 1989 to nasza hańba narodowa. Dziś jeszcze możemy ją zmazać. Jutro może być za późno.

Czasem, kiedy słucham pana Anatola, myślę, że chyba nawet lepszymi. Jemu, Anatolowi, udało się wrócić z Kazachstanu kilka lat temu.

Należy do grona dwóch tysięcy wybrańców, których skutecznie repatriowano. Od tamtej pory żyje sprawami rodaków, którzy zostali w Azji, pisze listy, próbuje pomóc najbardziej potrzebującym, codziennie bije głową w mur. Bo jak pomóc niesłyszącemu polskiemu chłopcu z Zielonego Gaju, maleńkiej wioski gdzieś w kazachskich górach, którego zaniedbania lekarzy doprowadziły do kalectwa?

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków
Plus Minus
O.J. Simpson, stworzony dla Ameryki
Plus Minus
Jan Maciejewski: Granica milczenia
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Upadek kraju cedrów