Oczywiście Ahnhem nie jest jeszcze postacią tej miary co – zdecydowanie skądinąd przeceniana – Camilla Lackberg czy nieżyjący Stieg Larrson bądź Henning Mankell. To trio zawładnęło wyobraźnią czytelników na całym świecie. Warto dodać, że z ostatnim ze wspomnianych sporo Ahnhema łączy – autor „Dziewiątego grobu" napisał kilka scenariuszy do serialowych przygód Kurta Wallandera.
Droga pisarska Ahnhema jest zresztą bardzo ciekawa i dość niezwykła: Szwed inaczej niż większość pisarzy zaczynał właśnie od scenariopisarstwa, a dopiero odniósłszy sukces w tej branży, postanowił spróbować sił jako prozaik. Z całkiem dobrym skutkiem, choć dodać należy, że „Dziewiąty grób" nie jest tak udaną powieścią jak „Ofiara bez twarzy". A może inaczej: to, co w „Ofierze" tchnęło świeżością, tutaj jawi się jako niepotrzebny nadmiar: nadmiar cytowanych bądź przywoływanych piosenek (to główna cecha nieco skąpego powieściowego świata obok zabawnych przekomarzanek duńsko-szewdzkich), nadmiar nieudanych związków, a przede wszystkim nadmiar epatowania przemocą. Jakby Ahnhemowi mało było gwałciciela i kanibala, wplata w fabułę mścicielkę, przywołuje głośne zabójstwa szwedzkich polityków, a całość spina konfliktem izraelsko-palestyńskim.