Proszę pojechać nad któreś z najpiękniejszych polskich jezior i wsiąść na rower. Zacznijmy podróż od miasta położonego nad jeziorem, gdzie samorząd zbudował piękny port jachtowy. Pod białymi parasolami nad wodą przechadzają się opaleni i szczupli ludzie odziani w szorty, mokasyny i koszulki, każde warte co najmniej kilkaset złotych. Gdzieniegdzie bawią się wyglądające podobnie do rodziców dzieci.

I po kilku minutach dojeżdżamy do lasu, a w nim pomiędzy drzewami dobrze pamiętające czasy PRL ośrodki wczasowe zbudowane z drewnianych domków kempingowych, które z dala czuć wilgocią. Na skrzyżowaniu kilku leśnych ścieżek centrum barowo-sklepowe. Przed sklepem tłumek dzieci zajadających się lodami oraz czipsami i kilku młodych mężczyzn nostalgicznie pociągających łyk piwa, patrząc na piękne jezioro. Panowie w klapkach lub sportowych butach z koniecznie białymi skarpetkami przed kostkę; panie, nienaturalnie mocno opalone, z farbowanymi włosami i malowanymi paznokciami w postrzępionych dżinsowych szortach i kolorowych bluzeczkach. Co jakiś czas pojawia się motyw odzieży patriotycznej – biało-czerwona opaska na atletycznym ramieniu jakiegoś młodego mężczyzny albo zarzucony na plecy dziewczyny dobrze widoczny orzeł na bluzie z kapturem.

Choć przejechaliśmy raptem kilka kilometrów, znaleźliśmy się w dwóch światach. Łatwo się domyślić, kto ma jaką wizję ostatnich trzech dekad historii Polski, kto jak rozumie teraźniejszość i jak widzi przyszłość. A to z tych wizji wynikają też poglądy polityczne. Widzimy nad naszym jeziorem co najmniej dwie Polski. Która jest prawdziwa? Czy mogą się one jeszcze zrozumieć? I w końcu pytanie najważniejsze – czy polska klasa polityczna ma pomysł na to, by wyjść poza wykorzystywanie frustracji i ambicji jednych i drugich, ale by utrzymać pewien poziom jedności? By te różne Polski dało się skleić?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95