Zaraz odezwą się jacyś zwolennicy pedagogiki wstydu i zaczną przypominać za kremlowską telewizją, jak strasznym miejscem jest Polska, jak odległym od standardów Franciszkowego katolicyzmu jest nasza, czasem przaśna, a do tego zbyt mało przeniknięta standardami niemieckiego humanizmu, wiara. A potem ktoś napisze tekst o tym, że polska prawica nawet ŚDM wykorzystuje do budowania wątpliwego poczucia własnej wartości...
Jedynym, co może mnie uratować przed taką oceną, jest to, że opinia, którą przywołałem, nie jest moja. To francuski biskup, mówiąc o francuskiej młodzieży, powiedział, że dla młodych katolików z Francji nasz kraj jest jak ziemia obiecana. – W Krakowie młodzi Francuzi mogą swobodnie i z radością wyrażać swoją wiarę, bez obaw, że zostaną potraktowani jak psychicznie chorzy czy zagrożenie dla otoczenia – mówił przewodniczący Episkopatu Francji abp Georges Pontier.
I choć to może brzmieć szokująco dla zwolenników tezy, że wszystko co z Francji (i Niemiec) jest lepsze od tego co z Polski, to niestety trzeba powiedzieć jasno, że zdaniem abp. Pontiera sytuacja wierzących jest w Polsce zdecydowanie lepsza niż we Francji. I to nie tylko dlatego, że u nas nie podcina się gardeł kapłanom sprawującym Eucharystię, ale również dlatego, że wierzących nie uważa się za wariatów, a za noszenie symboli religijnych w pracy nie wyrzuca się z niej. Polska jest więc na tle Francji oazą tolerancji religijnej.
A podobne opinie słyszałem na własne uszy od innych uczestników spotkania. Podszedł do mnie sympatyczny Niemiec i opowiadał, że on z żoną (Polką) już dawno przeprowadzili się do naszego kraju. – Tu jest nadzieja na odrodzenie wiary – mówił. – Tu można żyć bezpiecznie – dodawał. A potem zachwalał polskie media, z których, jak podkreślał – w odróżnieniu od niemieckich – można się czegoś dowiedzieć, a nie tylko zapoznać z obowiązującą rządową propagandą. Usłyszałem też, że my, Polacy, nie powinniśmy narzekać na biskupów, bo prawdziwy problem z hierarchią to mają Niemcy, których biskupi zamiast głosić Jezusa Chrystusa, zajmują się propagowaniem otwartości i ideologii multi-kulti.
Zachwycony Polską był także czeski kapucyn. Z żalem mówił, że u nich, inaczej niż w Polsce, niemal nie ma powołań, a dzieci nie rodzą się nawet w katolickich rodzinach. – W Polsce jest, choć i tu widać symptomy kryzysu, o niebo lepiej – zachwalał. A gdy opowiedziałem mu o swojej piątce dzieci, z których dwójkę chrzcili franciszkanie (jedno kapucyn), to aż mu się oczy roześmiały i natychmiast je pobłogosławił.