Lasota: Triumfalne trumpienie

Rok temu, gdy Donald Trump ogłosił swoją kandydaturę, nikt nie brał jej na poważnie.

Aktualizacja: 23.07.2016 20:03 Publikacja: 23.07.2016 00:01

Lasota: Triumfalne trumpienie

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Dziś, ku ogólnej zabawie, cytuje się najtęższe głowy i najbardziej doświadczonych analityków, którzy pisali eseje o tym, dlaczego Donald nie da rady nawet oderwać się od peletonu.

W czasie prawyborów wszyscy konkurenci krytykowali zwłaszcza Donalda, a Partia Republikańska odcinała się od niego. Wielu jej liderów zaklinało się, że nigdy go nie poprze, ale jednocześnie składało ślubowania, że poprą jedynego kandydata swojej partii. „Wszystko, tylko nie Donald" zamieniło się z czasem we „Wszystko, tylko nie Hillary".

Pierwszego dnia konwencji pojawiły się nieśmiałe próby zmiany regulaminu na niekorzyść Donalda, ale nic z tego nie wyszło i na sali zapanowała zgoda i entuzjazm. Gdy oglądałam w telewizji konwencję, przypomniał mi się film „Przeżyliśmy wojnę" („The Manchurian Candidate") – rzecz o praniu mózgów, oczywiście w wersji z 1962 roku, z Frankiem Sinatrą (jeśli ktoś go nie widział – serdecznie polecam).

Przez rok Donald szedł do przodu jak Rambo, strzelał na wszystkie strony, bił maczugą po głowach, raz przemawiał jak maniak, innym razem jak przyszły dyktator. I nagle, w pierwszym dniu konwencji – jakby się nałykał proszków uspokajających – spokojnym, tanecznym krokiem wyszedł na estradę z mgły przy akompaniamencie „We are the Champions" – i przedstawił swoją żonę Melanię.

Melania wzbudziła wielki entuzjazm i komentatorzy na wszystkich kanałach ślinili się, mówiąc o jej niezwykłej urodzie, chociaż tak naprawdę wygląda bardziej jak lalka Barbie niż kobieta. Melania z uczuciem mówiła o swoim mężu: jaki jest mądry, stanowczy, ludzki, zdecydowany, jaki z niego nadzwyczajny ojciec i że jego najmocniejszą cechą jest wierność. Nie jestem przeciwniczką rozwodów, ale nie wychwalałabym zanadto wierności faceta, który rozwodził się dwa razy. Chociaż, gdyby spytać o to Donalda, to odpowiedziałby pewnie: „...aaa, niewierność żonie? Ale to robią wszyscy, więc się nie liczy". Melania wzruszyła wszystkich do łez, mówiąc o wartościach, w jakich została wychowana, ale po kilku godzinach okazało się, że ten akurat fragment jej przemówienia został po prostu przepisany z mowy Michelle Obamy z 2008 roku. Melania twierdzi, że wszystko napisała sama, z głowy, a różni doradcy Trumpa zapewniają, że mowa była gotowa już miesiąc temu. Na wszelki wypadek oskarżono Hillary o prowokowanie intryg.

Kilka wystąpień było naprawdę ciekawych. Chris Christie, gubernator stanu New Jersey i były prokurator, zaprezentował prawdziwy show. Wyliczał różne przewinienia Hillary, po czym pytał salę: „Winna czy niewinna?". Sala radośnie krzyczała: „winna", i dodawała: „Zamknąć ją!". Chociaż przypominało to słynne zgromadzenia tricoteuses z czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej krzyczących: „Na szafot, na szafot", to trzeba pamiętać, że to Ameryka i że było to smutne i śmieszne, ale nie straszne.

Były burmistrz Nowego Jorku i również były prokurator Rudy Giuliani mówił serio na poważny temat – czyli o wzrastającym w ostatnich czasach napięciu w stosunkach rasowych. Ujął to jednak po swojemu, a nie po trumpowsku – przyznał, że zdarzały się przypadki, gdy policjanci zabili kogoś niewinnego, ale tym powinny zająć się sądy, a nie demonstracje uliczne. Powiedział też, że policjanci nie dzielą się na białych czy czarnych i że wśród nich są ludzie wszystkich ras, wyznań czy preferencji seksualnych, i że gdy wołamy ich na pomoc, nie pytamy kim są. Gdyby kto inny mówił na opisywanym zgromadzeniu o gejach, przyjęto by go co najmniej z grymasem znanym nam i z Polski, ale Giulianiemu wszystko wolno. Był bohaterskim burmistrzem Nowego Jorku 11 września 2001 roku.

Poza Melanią na konwencji wystąpiły po kolei dzieci Trumpa z różnych łóż. Szczególne miejsce zajęła starsza córka Ivanka, która ma dodatkowy punkt: męża Żyda. Niestety, córka Clintonów też wyszła za Żyda, więc się zrównoważyło, i to dosyć dokładnie: obaj teściowie kilka lat odsiedzieli w więzieniach.

Na konwencji przemawiały również zbulwersowane matki obciążające Hillary o śmierć ich synów: jeden zginął w ataku na ambasadę w Benghazi, drugiego zabił w Stanach nielegalny imigrant. Już chciałam się oburzyć na takie manipulacje, kiedy usłyszałam, że Hillary ma jeszcze więcej matek opłakujących swoich synów, tym razem zabitych przez policjantów, i też zamierza je wystawić.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Żadnych czułych gestów
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy