Dotychczas jeden z głównych antyreligijnych stereotypów głosił, że wyższość ateistów czy agnostyków nad osobami religijnymi polega na tym, że są mniej dogmatyczne, a więc i bardziej tolerancyjne. Tymczasem brytyjski dziennik „The Independent" opisuje wyniki badań psychologów z Louvain, którzy wykazali, że osoby wierzące mają umysł bardziej otwarty od ateistów, choć to ci drudzy sami siebie mają za mniej dogmatycznie nastawionych.
Badania te przypomniały mi dyskusje toczące się w Polsce po decyzji Bundestagu o wprowadzeniu „małżeństwa dla wszystkich" – jak nazwali to niemieccy postępowcy. Dogmatyzm cechował w nich zwolenników właśnie nowego rozwiązania prawnego. Widać to było choćby po języku, jakim się posługiwali. Twierdzili, że nieinstytucjonalizowanie homomałżeństwa oznacza dyskryminację gejów i lesbijek.
Jeśli ktoś zarzuca przeciwnikom instytucjonalizacji małżeństw jednopłciowych chęć ich dyskryminowania, przerzuca ciężar dowodu ze zwolenników takiego rozwiązania na przeciwników. To odwracanie kota ogonem, bo teraz to nie postępowiec musi tłumaczyć, dlaczego chce zmieniać prawo pod dyktando środowisk LGTB, tylko konserwatysta musi wyjaśniać, dlaczego chce ich dalej „dyskryminować".
Zwolennicy homomałżeństw przekonują, że nie stoją one w sprzeczności z polską konstytucją, która w art. 18 mówi: „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej". Tyle że ten artykuł konstytucji pokazuje ważny kontekst, w którym funkcjonuje małżeństwo. Nie jest ono prawem każdego, lecz instytucją, którą państwo powołuje z powodu ciężarów, które nakłada się na małżonków. Celem małżeństwa jest rodzenie i wychowanie dzieci, bo wciąż nie wymyślono lepszego niż rodzina sposobu na zastępowalność pokoleń i ich socjalizację. Przywileje podatkowe, wspólnota majątkowa itp. wynikają nie z tego, że małżonkowie są heteroseksualni, lecz z przekonania, że należy im się od państwa pomoc w obowiązkach, jakie mają wobec dzieci. Z faktu, że niektórzy są bezdzietni i nie unieważnia to ich związku, nie wynika, że kontekstem małżeństwa w konstytucji nie jest posiadanie potomstwa.
Małżeństwa nie ustanowiono po to, by zapewnić ludziom szczęście, bo to nie państwo ma nas uszczęśliwiać. Prawu nic do tego, czy ktoś spełnia się czy nie w małżeństwie. Kogo kocha, z kim mieszka, z kim utrzymuje intymne kontakty – nie jest to w polu zainteresowania państwa ani prawa.