Garbate nosy, mają pejsy i jarmułki, to kibice z górnej półki" – głosi napis na murze jednego z krakowskich budynków, opatrzony karykaturalnym portretem Żyda i symbolami drużyny piłkarskiej Cracovia. Mural to tylko uzupełnienie atmosfery stadionu, gdzie podczas rozgrywek krakowskich drużyn, Wisły i Cracovii, jest zwykle gorąco. Nie inaczej było podczas meczu rozegranego 13 grudnia 2017 r., gdzie kibice tego drugiego klubu ostrzelali fajerwerkami trybunę gości. A zaczęło się w 1890 r., gdy dr Henryk Jordan rzucił między znudzonych chłopców skórzaną piłkę. Najprawdopodobniej pierwszą profesjonalnie wykonaną futbolówkę na ziemiach polskich. Nikt nie mógł przewidzieć, jak spektakularną karierę zrobi w Polsce ten okrągły przedmiot, jakie wzbudzi emocje i ile wywoła zamieszania.
Pierwsze drużyny, pierwsze zadymy
Dzieje piłki nożnej i jej wielbicieli na terenach Polski to opowieść skomplikowana, tak jak sytuacja polityczna kraju. W każdym zaborze futbol rozwijał się inaczej, ale najlepsze warunki rozwoju tego sportu były na terenie zaboru austriackiego, gdzie Polacy po 1867 r. cieszyli się zdecydowanie większą swobodą niż w pozostałych częściach kraju. Między innymi dzięki temu Lwów i Kraków stały się stolicami polskiego piłkarstwa, a krakowianie i lwowianie stali się aktorami pierwszego rozegranego przez Polaków meczu, o którym pamięć przetrwała do naszych czasów. Spotkanie odbyło się 14 lipca 1894 r. we Lwowie w czasie II Zlotu Sokołów – Towarzystwa Gimnastycznego, które promowało wśród swoich członków idee społeczno-wychowawcze, by z czasem ewoluować w kierunku organizacji paramilitarnej. Mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla gospodarzy, a pierwszego oficjalnego gola strzelił Włodzimierz Chomicki. Jak czytamy w książce Janusza Kukulskiego „Pierwsze mecze, pierwsze bramki", początki polskiej piłki nożnej to: „Czasy, kiedy młodzi ludzie występowali na meczu w czapkach, bo nie wiedzieli, że można grać głową, lata, kiedy linia ograniczająca pole bramkowe miała kształt górnej połowy serca, kiedy niechętnie patrzono na boisko porośnięte trawą, kiedy najwyżej stawiano grę solową, kiedy nie trzeba było sędziego, bo nikt nie znał przepisów".
Za datę powstania najstarszego polskiego klubu piłkarskiego, Cracovii, uważa się 13 czerwca 1906 r. Wówczas to pojawiło się w dzienniku „Nowa Reforma" ogłoszenie o pierwszym treningu w parku dr. Jordana. Mniej więcej w tym samym czasie drużyna złożona z uczniów II Szkoły Realnej przyjmuje nazwę Wisła. Pierwszy mecz między obu drużynami rozegrano we wrześniu 1908 r. na krakowskich Błoniach. Zakończył się remisem 1:1. Ponieważ zespół Cracovii był bardziej kosmopolityczny, grali w nim obcokrajowcy oraz Żydzi, a liczyła się tam umiejętność gry, a nie pochodzenie, kibice Wisły, w której grali wyłącznie Polacy, nie mieli dla rywali szacunku. Rozbieżności światopoglądowe stały się przyczyną konfliktów na krakowskich boiskach. Jeden z czołowych graczy Cracovii Ludwik Gintel ochrzcił je mianem świętej wojny. Ta nazwa funkcjonuje w kontaktach między drużynami do dziś.
Pierwszym piłkarskim spotkaniom zaczęła towarzyszyć zaciekawiona i coraz liczniejsza publiczność. Wraz z nią pojawiły się pierwsze incydenty wywołane przez rozentuzjazmowanych kibiców. Do jednego z nich doszło już w 1908 r. na krakowskich Błoniach, podczas meczu Wisły z lwowską Pogonią. Zainteresowanie było ogromne. Prowizoryczne trybuny nie mogły pomieścić wszystkich chętnych do obejrzenia widowiska. Tłum kibiców zaczął szturmować bramę wejściową. Jak donosiła ówczesna prasa, dopiero interwencja policji powstrzymała agresję widzów.
Problemy z publicznością miały miejsce nie tylko w Krakowie. W Przemyślu pod koniec pierwszej dekady XX w. powstało pierwsze boisko piłkarskie w Szajbówce. Tam swoje mecze rozgrywała jedenastka przemyskiego Sanu. Powtarzające się spotkania przyciągały coraz większe grono wielbicieli, co nie podobało się chłopom ze wsi Buszkowice. Byli oni dzierżawcami terenów, na których odbywały się rozgrywki. Jak piłkarze kopali, bydło nie jadło. Wściekli rolnicy postanowili załatwić sprawę po swojemu i na meczu pojawili się uzbrojeni w widły, orczyki, sztachety i kosy. Jak donosił Ilustrowany „Kuryer Codzienny", do większych awantur nie doszło za sprawą obecności funkcjonariuszy żandarmerii przyglądających się meczom drużyny z Przemyśla.