Od kiedy Prawo i Sprawiedliwość przejęło ster rządów, spór o polską demokrację nie tylko nie zyskał na znaczeniu, lecz począł stawać się coraz bardziej jałowy. Wzbijał się coraz bardziej ku przestworzom abstrakcji, gdzie słowa są tak lekkie, że można użyć ich w dowolny sposób, ale znaczą już niewiele. Grzegorz Schetyna zapowiedział, że Platforma Obywatelska będzie „walczyć z totalną władzą". Jarosław Kaczyński zarzucił swoim rywalom zdradę narodową. Tomasz Lis porównał szefa PiS-u do Hitlera, Michał Karnowski zaś przekonywał, że opozycja pragnie rozlewu krwi. Wojciech Cejrowski doszedł do wniosku, że „żołnierze wyklęci walczyliby przeciwko KOD", Mateusz Kijowski zaś nawoływał do tworzenia „państwa podziemnego". Przykłady można mnożyć i właściwie można by zapełnić nimi całą tę książkę. Opozycja przeprowadzała pucze, które kończyły się rozstawieniem sceny i rozdaniem mikrofonów prelegentom. W tym samym czasie rząd wprowadzał papierowy totalitaryzm. Na koniec wszyscy rozchodzili się do domów.