Grupa chłopaków i dziewczyn siedzi wpatrzona w komputery. Na twarzach skupienie, na uszach słuchawki. Ubrani jednakowo, jak na drużynę przystało. Za nimi kręci się człowiek w garniturze, z karteczką w ręku, obserwuje to, co się dzieje na monitorach. Od czasu do czasu coś podpowiada. To trener, który kontroluje i koordynuje taktykę i chłodnym okiem ma ocenić to, co może umknąć w wirze wirtualnej walki.
Po drugiej stronie wielkiego stołu sytuacja wygląda tak samo. Zabawa? Studenci informatyki postanowili uczcić juwenalia w nietypowy sposób? Nic z tego. To nie jest też turniej osiedlowy, który zorganizowała grupka zapaleńców.
Jeśli komuś kojarzy się to z połową lat 90., gdy królem na podwórku był kolega posiadający najszybszy komputer, jeśli ktoś przypomina sobie sesje grania, podczas których jedni się bawili, inni patrzyli (i na zmianę), to jest w wielkim błędzie. Podobne są tylko emocje i zaangażowanie graczy. Reszta jest już profesjonalna. Mama nie donosi kanapek, nie zagląda do pokoju z pytaniem „może byście już skończyli?".
Walka idzie na całego. Chwila zawahania może kosztować naprawdę drogo. Tu nie ma miejsca na żaden błąd, bo stawka jest poważna, nie tylko zwycięstwo w turnieju, ale też nieśmiertelna chwała (wcale nie wirtualna) i ogromne pieniądze. Na trybunach siedzą setki, tysiące widzów. Emocje sięgają zenitu. Kto nie zmieścił się na hali, ten może śledzić transmisję w telewizji albo w internecie. Tak wyglądają dzisiaj największe e-sportowe turnieje najpopularniejszych gier, takich jak „Dota", „League of Legends" czy „Counter Strike". Organizuje się je w wielkich halach, a na zawody przyjeżdżają zawodnicy i fani z całego świata.
Katowicki Spodek podczas zawodów Inter Extreme Sports był wypełniony po brzegi i to przez dwa weekendy, bo zgłoszeń było tak dużo, że organizatorzy musieli podzielić turniej na dwie części – w jeden weekend grało się w „League of Legends" i „Starcrafta", a w kolejny w „Counter Strike'a". Nie każda gra komputerowa może być zaliczona do e-sportu, ale tylko taka, w której można rywalizować drużynowo, która wymaga współpracy członków grupy, gdzie da się opracowywać taktykę. Kto przyjechał wtedy do Katowic, nie miał szans na znalezienie hotelu w centrum miasta – prawie jak w filmie „Miś", gdzie wolne pokoje można było znaleźć w Gliwicach.