Miłość do pieniędzy to sprawa fizyczna; łapie się ją jak chorobę. Opowiem panu historię z życia wziętą, która przypomina opowiadanie de Maupassanta. Byłam u siebie w Roquebrune na wakacjach. Wzywam mojego księgowego pana Arsene, który zjeżdża z Paryża z małżonką i córką dziennym pociągiem, drugą klasą, jak uczciwy człowiek, który posiwiał wśród rubryczek n a l e ż y s i ę i m a. Pan Arsene i jego rodzina są moimi gośćmi przez trzy dni. Trzeciego dnia, po zakończonej pracy, dowiaduję się, że pan Arsene kupił sobie smoking z okazji wyjazdu na południe i że nie chciałby wracać, nie założywszy go przed powrotem. „Niech będzie! Panie Arsene, zabieram pana dziś wieczorem do Monte Carlo". Wchodzimy do kasyna.
Pan Arsene przygląda się, jak wirują w tańcu banknoty, w ruch idą plakietki, w odstawkę żetony. Pan Arsene w pięć minut wygrywa roczne wynagrodzenie. Ja kładę się spać, pan Arsene zostaje; wraca nad ranem po licznych wygranych i przegraniu wszystkiego. Powrót do Paryża. Dwa miesiące późnej w rachunkach rue Cambon pojawia się dziura. Wkrótce odkrywamy, że pan Arsene wsiadł znowu do pociągu i przyjechał dwa razy na całą niedzielę do Monte Carlo.
Pieniądze nadają życiu dekoracyjny urok, ale nie są życiem.
To jak z biżuterią. Nic tak nie przypomina fałszywej biżuterii jak bardzo ładna biżuteria. Po co hipnotyzować się ładnym kamieniem? To jakby nosić czek wokół szyi. Biżuteria ma wartość barwy, wartość mistyczną, wartość ornamentalną: wszystkie wartości poza tymi, które przekłada się na karaty. Jeżeli biżuteria jest znakiem abstrakcyjnym, w takim razie jest znakiem prostactwa, niesprawiedliwości albo starości; bardzo ładna biżuteria skłania mnie do myśli o zmarszczkach, obwisłej skórze, matronach, kościstych palcach, o śmierci, testamentach, notariuszach, o zakładzie pogrzebowym. Cieszy mnie bardzo biały kolczyk na bardzo śniadym płatku ucha. (...) Uwielbiam pożyczać swoją biżuterię, jak pożyczałabym szalik albo parę pończoch. Radość, jaką sprawia kobietom oglądanie się w mojej biżuterii, i ten uprzejmy uśmiech wdzięczności, z którego przebija chęć, żeby mnie zamordować – nigdy mnie to nie znudzi...
Tak samo jak drogi i utkany z drogocennych surowców materiał bogata biżuteria nie wzbogaca kobiety, która ją nosi; jeżeli ta kobieta sprawia wrażenie biednej, to taka już pozostanie. Biżuteria służy do okazywania szacunku temu, u kogo i dla kogo się ją nosi. Z chęcią pokrywam się biżuterią, na mnie bowiem zawsze wygląda fałszywie. Chęć olśniewania przyprawia mnie o mdłości; biżuteria nie służy do wzbudzania zazdrości, a tym bardziej do oszałamiania. Musi pozostać ozdobą i zabawą. Trzeba patrzeć na biżuterię z niewinnością, z naiwnością, tak jak cieszymy się z jabłoni całej w kwiatach przy drodze, przejeżdżając bardzo szybko samochodem. Ludzie prości rozumieją to tak; dla nich biżuteria stanowi o randze społecznej. Królowa bez diademu to nie królowa. Na wiosnę 1936 roku w Paryżu doszło do rewolucji, która dotarła również do mnie, na rue Cambon. Postanowiłam pójść porozmawiać z buntowniczkami: „Mademoiselle, proszę zdjąć biżuterię!" – powiedziała mi Angele, cała przestraszona. „Idź, przynieś wszystkie moje perły – odpowiedziałam – nie pokażę się w pracowni, dopóki nie będę ich miała na szyi". Zależało mi bowiem na uhonorowaniu moich robotnic.
Królowie przeminęli, kurtyzany pozostały
Żal mi ich [kobiet – red]. To biedne stworzenia. Nie zostały wychowane do tej wrzawy, w której żyjemy. Chcą głosować, palić, posługiwać się bronią, której nie znają; prowadzą ciężarówki; gdyby chociaż zjeżdżały nimi do rowu! Ale nie, one je prowadzą dobrze, i to jest właśnie prawdziwa katastrofa. Miały smutek, łzy, rewolwer ze słynnego sklepu Gastinne Renette, razem z uniewinnieniem, teraz potrzebują czegoś lepszego. Nie zrozumiały, w pogoni za mężczyzną, że on uwielbia ofiary (ofiary innych, nie swoje, rzecz jasna).