Na naszych oczach powstało nowe zjawisko społeczne. Od 5 do 10 mln widzów każdego odcinka (wliczając różne kanały dystrybucji) czyni z „Ucha Prezesa" jedną z najpoważniejszych platform dyskusji o polityce w Polsce. Rzecz nie tylko w tym, że każdy odcinek emitowanego w internecie kabaretowego serialu oglądają miliony. Wiele innych internetowych seriali ma ogromną widownię, ale nikt nie rozmawia o nich w autobusie. „Ucho" zaś komentują na bazarze, w sali wykładowej, na posiedzeniu spółdzielni mieszkaniowej. W serwisach społecznościowych ludzie wymieniają się tekstami z serialu: „nie rozumiem tego", „Polcy i Polaki", „Panie Adrianie" wchodzą do języka jak kiedyś cytaty z „Misia".
Jeśli dzisiejszy obóz władzy znajdzie się szybko w opozycji, to współsprawcą będzie Robert Górski. To on stworzył gatunek, który rozumieją przedstawiciele kilku pokoleń, opowiedział polską politykę w sposób, w jaki dotychczas nikt tego nie zrobił. Dzięki wydarzeniom z obszaru kultury masowej krytyka rządzących przybiera zupełnie inną formę, groźniejszą dla każdej władzy.
Aha, masz podobne poglądy
Do sukcesu „Ucha" przyczyniło się zawężenie palety politycznej różnorodności w mediach publicznych. Przez kilkanaście lat kabaret polityczny miał swoje miejsce w telewizji publicznej i nikt o nim nie rozmawiał. Wyjąwszy „haratanie w gałę" Donalda Tuska, był po prostu skierowany do amatorów tego gatunku rozrywki i niezainteresowani ani myśleli, żeby szukać go w programie. Ostre kpiny tego samego Górskiego przykładowo z prezydent Warszawy nie opuszczały niszy kabaretu. Siłą „Ucha" jest to, że szlaban w publicznych mediach na pewne formy krytyki spowodował, iż stało się ono – jakby „zakazane" – źródłem zainteresowania także tych, którzy nie interesowali się polityczną satyrą od czasów Kabaretu Olgi Lipińskiej.
„Ucho" rozprzestrzenia się jak wirus poza tradycyjnym obiegiem medialnym – jego twórcy nie potrzebują miejsca w ramówce oficjalnych telewizji. Właśnie dzięki temu serial zyskuje w oczach odbiorców walor niezależności i pokazuje, że można mieć wpływ na politykę bez zabiegania o koncesje w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji i pytania o opinię Rady Mediów Narodowych. Model biznesowy promocji nowego kanału filmowego w internecie sprawdził się znakomicie. Śmiech wyjęty spod prawa koncesyjnego, czasem na granicy szyderstwa staje się zabójczy dla każdej władzy.
Siła rażenia „Ucha" wzrasta proporcjonalnie do ujednolicania przekazu w mediach publicznych, którą coraz odważniej krytykują kolejni publicyści: Piotr Zaremba, Robert Mazurek, a ostatnio i były prezes TVP Bronisław Wildstein. Nawet zwolennicy PiS mówią coraz częściej: z ciekawości to i TVN pooglądam. A tu mają „Ucho" jak znalazł.