Historia anestezjologii czyli dobre znieczulenie to sztuka

Jeszcze sto kilkadziesiąt lat temu wydawało się, że bezbolesna operacja czy choćby nawet wyrwanie zęba to mrzonka, której nigdy nie uda się urzeczywistnić. Nie wiadomo, komu pierwszemu udało się udowodnić, że to nieprawda. Pewne jest natomiast, że o prawa do tego odkrycia stoczono bezpardonową walkę.

Publikacja: 25.05.2018 15:00

Historia anestezjologii czyli dobre znieczulenie to sztuka

Foto: Getty Images

Przyglądałem się chirurgowi, który dokonywał straszliwej amputacji języka zaatakowanego przez raka. Widziałem zgon operowanej na skutek szoku, w chwili gdy rozpalone do białości żelazo przykładał do kikuta języka. Zdawało się, że jej ostatni krzyk jeszcze rozlega się po sali. Gdy tymczasem ona już umilkła na zawsze" – pisze Jurgen Thorwald w książce „Stulecie chirurgów".

Zanim odkryto i nauczono się stosować znieczulenie ogólne, starano się łagodzić cierpienie pacjenta podczas zabiegu chirurga za pomocą alkoholu, opium, wyciągów z konopi, ziół, ucisku, a nawet hipnozy. Nieskutecznie. Operacje nierozerwalnie kojarzyły się z bólem, a pacjenci czekali na zabieg jak na egzekucję, wiążąc go z szybką śmiercią poprzedzoną niewyobrażalnym cierpieniem. Lekarze, aby ulżyć pacjentom, starali się operować jak najszybciej. Szybkość była niezbędna do zmniejszenia bólu i zwiększenia szans przeżycia pacjenta.

Zaczęło się od pękniętej goleni

Jednym z pionierów chirurgii był Szkot, Robert Liston, zwany najszybszym nożem na West Endzie. Mówi się, że potrafił dokonać amputacji kończyny w ciągu 28 sekund. Operował w butelkowozielonym płaszczu i kaloszach. Układał przerażonego, zdezorientowanego pacjenta na poplamionym krwią drewnianym stole i krzycząc: „Czas na mnie, panowie, czas na mnie", przystępował do operacji. Studenci mierzący czas za pomocą kieszonkowych zegarków przysięgali, że błysk noża następował jednocześnie ze zgrzytem piły o kość. Chirurg uwalniał ręce, zaciskając skrwawione ostrze między zębami. Liston podchodził do swojej pracy entuzjastycznie, ale też z pewną nonszalancją.

Szybkość nie zawsze szła w parze z precyzją. Przy jednej z operacji pasja włożona w amputację nogi w dwie i pół minuty była tak wielka, że jądra pacjenta przypadkowo spotkał ten sam los, co nogę. Należy to uznać za wypadek przy pracy. Takich wypadków jednak chirurgowi przydarzało się więcej. Podczas kolejnej błyskawicznej amputacji – ówczesna chirurgia ograniczała się właściwie tylko do odcinania, już poważniejsze złamanie było powodem do odjęcia kończyny, łatwiej było wyleczyć czysty kikut niż zanieczyszczoną ranę – na drodze skalpela prócz nogi pacjenta stanęły palce asystenta. Cięcie uszkodziło również frak jednego z obserwatorów, który tak się przeraził tym, że nóż przeciął jego wnętrzności, iż padł martwy ze strachu. Beznogiego pacjenta i bezpalcego asystenta wkrótce zabrała gangrena, niezwykle powszechna w tamtych czasach. Jednak to właśnie Robert Liston 21 grudnia 1846 w Szpitalu Uniwersyteckim w Londynie wykonał pierwszą w Europie bezbolesną operację przy użyciu narkozy eterowej.

Wielki przełom w historii chirurgii rozpoczął się 10 grudnia 1844 r. w cyrku Garnera Quincy Coltona w mieście Hartford w Stanach Zjednoczonych. Przedstawienie polegające na demonstracji gazu rozweselającego zebrało tego dnia komplet widzów. Wśród nich znajdował się wzięty, zaledwie 29-letni dentysta Horacy Wells; cichy, skromny, często niezaradny człowiek z niestrudzonym zapałem do tworzenia nowych modeli protez zębowych. Z widowni obserwował śmiejących się, tańczących i podskakujących ludzi. Jeden z nich, Samuel Cooley, podskakując, uderzył goleniem o ostry kant ławki. Uderzenie było bardzo silne i Wellsowi wydawało się, że słyszy dźwięk pękającej kości. Jednak Cooley nie przerwał tańca, nadal śmiał się i śpiewał. Kiedy oszołomienie minęło, nie mógł uwierzyć w odniesioną kontuzję i krwawiącą ranę, a Wells do końca przedstawienia wydawał się nieobecny. Powiedział jedynie: „Sądzę, że można człowiekowi bez bólu wyrwać ząb lub amputować nogę, jeśli będzie wdychał ten gaz...".

Horacy postanowił wypróbować działanie gazu. Dwa dni po przedstawieniu zaaplikował sobie porcję podtlenku azotu, a jego asystent usunął mu ząb mądrości. Po kilku tygodniach eksperymentów był gotów do przyjęcia pierwszych pacjentów. Miasteczko obiegła wieść o dentyście, który leczy bez bólu.

W tym czasie w Bostonie swoją prywatną praktykę prowadził William T.G. Morton, wspólnik Wellsa. Razem prowadzili przedsiębiorstwo specjalizujące się w zakładaniu nowoczesnych protez zębowych opartych na innowacjach wymyślonych przez Horacego. Zabiegi te były jednak zbyt bolesne, by przyciągnąć nowych klientów, i firma upadła. Razem przedstawili wynalazek słynnemu naukowcowi, profesorowi Charlesowi Thomasowi Jacksonowi. Ten nie wierzył jednak w możliwość wykonania bezbolesnej operacji.

Dzień próby

Wellsowi udało się jednak zainteresować medycznym zastosowaniem podtlenku azotu Johna Collinsa Warrena, naczelnego chirurga z Massachusetts General Hospital. Pod koniec stycznia 1845 r. nadszedł dzień próby. Przypominająca amfiteatr sala operacyjna pękała w szwach. Wells podał gaz ochotnikowi, który ku zdumieniu audytorium zasnął. Horacy przystąpił do zabiegu. Niestety pacjent nie był dostatecznie znieczulony, zaczął krzyczeć, a widzowie wybuchnęli śmiechem. W tym czasie jeszcze nie wiedziano, że alkoholikom i osobom otyłym należy podawać większe dawki gazu. Załamany Horacy powrócił do domu, gdzie pomimo złego stanu zdrowia prowadził dalsze eksperymenty na samym sobie.

Po opuszczeniu szpitalnego pokazu William Morton przestał się interesować eksperymentami swego byłego wspólnika. Aż do dnia, w którym w jego gabinecie pojawiła się bogata pacjentka chcąca wyleczyć zęby i za wszelką cenę uniknąć bólu. Morton był chciwy, nie mógł więc przepuścić takiej okazji. Przypomniał więc sobie o eksperymentach Wellsa. Poszukiwania gazu rozweselającego skierowały jego kroki do profesora Jacksona, który radził mu użyć eteru mającego podobne działanie. Morton przetestował preparat na przypadkowym pacjencie, któremu udało się wyrwać ząb, nie wywołując przy tym bólu. Dentysta zrozumiał, że odkrycie Wellsa było prawdziwe. Kazał podpisać pacjentowi oświadczenie, iż wyrwał mu ząb bezboleśnie przy użyciu wynalezionego przez siebie środka znieczulającego. Od tej chwili dążył do publicznej prezentacji znieczulenia.

16 października 1846 r. na tej samej scenie, na której klęskę poniósł Horacy Wells, stanął William Morton w towarzystwie Johna C. Warrena. Sala wypchana była po brzegi. Widzowie oczekiwali klęski kolejnego szarlatana i okazji do żartów na najbliższych kilka miesięcy. Dentysta podał znieczulenie dwudziestoletniemu pacjentowi Gilbertowi Abbottowi, a chirurg przystąpił do zabiegu usunięcia nowotworu ślinianki. Widzowie oczekiwali krzyków, pacjent jednak zniósł operację w milczeniu. Na sali długo jeszcze trwała cisza. Obserwatorzy zdali sobie sprawę, że byli świadkami wielkiego przełomu.

Pierwsze takie samobójstwo

Żądny pieniędzy i sławy Morton nie chciał zdradzić, jakiego środka używał. Zdawał sobie sprawę, że nie jest jedynym odkrywcą, pamiętał przecież eksperymenty Wellsa i radę Jacksona. Zaproponował im prowizję z udziałów po opatentowaniu wynalazku. Pierwszy z wymienionych zrezygnował z pieniędzy, drugi zaakceptował propozycję.

Sława Mortona rosła, zdobywał on licznych zwolenników. Niestety za popularnością nie szły zyski, na które liczył. Co gorsza, jego powodzenie nie umknęło uwadze Jacksona, który twierdził, że to on jako pierwszy skutecznie zastosował eter, i postanowił upomnieć się o swoje prawa do wynalazku. Był on bowiem człowiekiem chorobliwie ambitnym. Tak rozpoczął się spór między Mortonem a Jacksonem o pierwszeństwo zastosowania narkozy. Obaj wydali fortunę na adwokatów i publikację mniej lub bardziej prawdziwych artykułów prasowych. Natomiast udział skromnego Horacego Wellsa w dokonaniu tego odkrycia został całkowicie pominięty. Opublikował on skromne oświadczenie w „Boston Medical and Surgical Journal", w którym nie żądał zysków dla siebie, ale jedynie poszukiwał prawdy. Niestety jego deklaracja pozostała bez odzewu.

Sytuacja materialna spowodowana złym stanem zdrowia zmusza rodzinę Horacego do opuszczenia Stanów Zjednoczonych i przeniesienia się do Francji. Dopiero w Europie Wells zaczyna być uznawany za wynalazcę narkozy. Francuskie środowiska naukowe właśnie jemu przyznały palmę pierwszeństwa. Na prośbę Francuskiego Towarzystwa Medycznego napisał sprawozdanie „Historia wynalazku zastosowania gazu rozweselającego, eteru i innych gazów przy operacjach chirurgicznych", a także wygłosił na ten temat serię wykładów.

Jackson i Morton zorientowali się, że prawda zaczyna wychodzić na jaw i utworzyli wspólny front przeciwko Wellsowi. Opublikowali oświadczenia, w którym stwierdzali, że gaz rozweselający nie jest w ogóle środkiem znieczulającym. Wells przyjął to bardzo źle, całe zamieszanie odbiło się na jego zdrowiu. A ponieważ nie chciał się poddawać, kontynuował swoje badania. Badania, które przeprowadzał na samym sobie. W styczniu 1848 r. stan zdrowia Wellsa był już na tyle poważny, że nie był w stanie pracować zawodowo ani utrzymać rodziny. Pogrążony w beznadziei wyjechał do Nowego Jorku, aby uczyć sztuki znieczulania. Na domiar złego przeciągające się eksperymenty z gazem rozweselającym sprawiły, że Wells uzależnił się od tego środka.

Nocą z 20 na 21 stycznia, w dniu swoich urodzin, został zatrzymany na Broadwayu pod zarzutem opryskania prostytutek kwasem. Podczas przesłuchań Wells nie przyznawał się do winy, ale także jej nie zaprzeczył. Był zamyślony, tracił wątek, nie potrafił odpowiedzieć na najprostsze pytania. Powiedział tylko: „Niczego sobie nie przypominam. Tak jakbym wczoraj wcale nie żył. Czy tak zaczyna się szaleństwo?".

24 stycznia 1848 r., kiedy strażnik więzienny wszedł do celi Wellsa, zobaczył pryczę przesiąkniętą krwią z rany na udzie zadanej brzytwą. Twarz denata przykrywały chusteczki nasączone chloroformem, który został przemycony razem z kosmetykami. W liście do żony napisał: „Czuję, że szybko zmierzam do duchowej ruiny. Inaczej nie uczyniłbym tego. Nie mogę żyć, tracąc rozum. Dlatego Bóg wybaczy mi mój postępek. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Żegnaj! H.". Horacy Wells popełnił jedyne znane w historii samobójstwo pod wpływem narkozy.

Czwarty do brydża

Dla Mortona i Jacksona makabryczna śmierć Wellsa oznaczała zniknięcie konkurenta w wyścigu o sławę i uznanie. Z jeszcze większą zaciętością rzucili się więc do walki przeciw sobie. Wojna ta – ze zmiennym szczęściem – toczyła się przez 15 lat, doprowadzając obu rywali do ruiny.

W 1868 r. Mortonowi skończyły się pieniądze. Wrócił do Nowego Jorku. Lekarze stwierdzili u niego skrajne wyczerpanie, manię prześladowczą i nakazali leżenie w łóżku. Pacjent nie stosował się jednak do ich rad. Podczas podróży z żoną na Broadway wyskoczył nagle z pojazdu i zanurzył głowę w jeziorze w Central Parku, po chwili stracił przytomność. 5 lipca 1948 r. zmarł w wyniku udaru mózgu.

Jackson został sam na placu boju. Nie mógł jednak zapomnieć o sławie, jaką mógł zdobyć dzięki znieczuleniu. Mania wielkości, która od lat zagrażała jego psychice, w końcu go dopadła. Trafił na oddział psychiatryczny Massachusetts General Hospital, gdzie umarł siedem lat później.

W grudniu 1849 r. do „Southern Medical and Surgical Journal" przyszedł list od dr. Crawforda Williamsona Longa, chirurga z małego miasta Jefferson w stanie Georgia. Lekarz 30 marca 1842 r., czyli ponad dwa lata przed odkryciem Wellsa i ponad cztery lata przed publiczną demonstracją Mortona, bezboleśnie usunął guz z szyi pacjenta, podając mu kroplami eter na ręcznik przykrywający nos i usta. Long precyzyjnie opisał cały przebieg operacji, podkreślając: „Rozumiem, że istnieje wiele kontrowersji między panami Jacksonem, Mortonem i Wellsem o to, któremu z nich należy się honor i uznanie odkrycia anestetycznej potęgi eteru siarczanego... Ja wiem, że zastosowałem eter w celu prewencji bólu już w marcu 1842 r. Wiem również, że mój osobisty interes ucierpiał z powodu tak późnej publikacji, ale nie będę czynił żadnych starań ani nie będę miał roszczeń, aby to mnie uznano za pierwszego, który eter zastosował".

Dzisiaj już wiemy, że wynalezienie narkozy w 1846 r. nie było wynikiem nagłego przebłysku geniuszu. Raczej efektem pracy, która trwała prawie 50 lat i była wykonywana przez wiele osób. Tyle tylko, że wiedza o niej z trudem przebijała się do świadomości społecznej. Ostatecznie jednak twierdzenie Louisa Velpeau, żyjącego w XIX stuleciu francuskiego chirurga i patologa, że „niebolesna operacja to mrzonka, która nigdy nie zostanie urzeczywistniona", zostało wreszcie podważone.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Walka o szafranowy elektorat
Plus Minus
„Czerwone niebo”: Gdy zbliża się pożar
Plus Minus
Dzieci komunistycznego reżimu
Plus Minus
„Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhan”: Miasto jak z filmu science fiction
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Plus Minus
Irena Lasota: Rządzący nad Wisłą są niekonsekwentnymi optymistami