Z jednej strony była wersja „prawicowo-chrześcijańska", w której to cywilizacja śmierci wykorzystała machinę państwa, ochrony zdrowia i sądownictwa, by uśmiercić małego chłopczyka w imię zbrodniczej ideologii. W myśl tej wizji decyzja brytyjskich lekarzy i sędziów niczym nie różniła się od działalności dr. Mengele i szalonych eksperymentów przeprowadzanych w podległych SS obozach i laboratoriach.
Z drugiej strony zwolennicy „humanitaryzmu" uważali, że trzeba bronić chłopca przed chrześcijańskimi fundamentalistami, którzy w imię świętości życia chcieli w nieskończoność przedłużać cierpienia śmiertelnie chorego dziecka.
Każdy chciał wywiesić sztandar i się określić. Mnie jednak znacznie bardziej interesują pytania i problemy, które przy okazji się pojawiają. Oto rozwój medycyny wiąże się nieuchronnie z narastaniem i jeszcze większym skomplikowaniem dylematów moralnych. Rozwiązując wiele problemów medycznych, nauka przynosi potężne problemy etyczne. Każda niemal nowa terapia, która pozwala nam przedłużać życie ciężko chorego pacjenta, sprawia, że zagadnienia etyczne zaczynają się gmatwać. Kilkadziesiąt lat temu osoba, której serce lub płuca przestawały pracować, po prostu umierała. Dziś podłączenie do aparatury pozwala odwlec śmierć. Czy zawsze podtrzymywanie życia w ten sposób jest etycznie właściwe? Można to próbować robić niemal w każdym przypadku, przywracając akcję serca czy wentylując płuca za pomocą respiratora. Ale czy to zawsze będzie dobro?
Każda terapia, szczególnie ta podtrzymująca życie, wiąże się z ryzykiem. Z medycznego punktu widzenia jest nim obarczone choćby owo zwykłe podłączenie do respiratora – to ryzyko np. przedłużenia cierpienia, powikłań, niszczenia samych płuc. Decyzja o użyciu takiego sprzętu też ma więc poważne skutki moralne. W dodatku podłączenie do respiratora, sztucznego płuca czy serca nie służy leczeniu w pełnym tego słowa znaczeniu. Respirator nie leczy, lecz daje czas na to, by dany organ mógł się zregenerować, czyli w potocznym tego słowa znaczeniu wyleczyć. Ale samo podtrzymywanie życia, szczególnie u osób przewlekle chorych, zdrowia nie przywraca. Bardzo inwazyjne, ale też niezwykle kosztowne intensywne leczenie to ryzyko, które z moralnego punktu widzenia powinno się podejmować, jeśli rachunek korzyści i ryzyka jest dodatni, gdy istnieje szansa, że pacjent wyzdrowieje.
Zresztą medycyna w coraz większym stopniu służy temu, by podnosić jakość życia, nie mogąc doprowadzić do wyleczenia. Terapia nadciśnienia czy cukrzycy usuwa najczęściej objawy tych chorób, lecz ich nie „leczy". Im bardziej skomplikowana procedura, tym sprawa staje się moralnie coraz bardziej zagmatwana.